sobota, 5 stycznia 2013

Smak pożółkłej herbaty

I znów wczoraj byłem w Baszcie. Umówiłem się z dwoma znajomymi. Parcie na alkohol z mojej strony było duże, jednak fundusze skromne. W czwartek też miałem parcie, gdzie byłem się przejść z pewną ważną w moim życiu osobistością. Wracając jednak do browara w Baszcie, poznałem kilka osób i oczywiście po pięciu minutach, nie byłem wstanie powiedzieć jak kto ma na imię. Mimo to było całkiem sympatycznie. Po raz chyba trzeci, albo czwarty poznałem tą samą Kingę, której imienia wczoraj jeszcze nie pamiętałem. Dopiero gdy wdałem się z nią w rozmowę, mój mózg zakodował. Ale podczas konwersacji i tak musiała przypominać kolejne dwa razy jak się nazywa. A potem kochana Ania poczęstowała mnie swoją herbatą.
Swoją drogą z tą herbatą, to "większa historia". Wszystko zaczęło się od spamu na temat herbaty, pod jednym z wrzuconych zdjęć na profil Ani, na portalu społecznościowym, jakim jest facebook. Oczywiście musiałem się pochwalić, że jestem uzależniony od herbat i piję około 9-10 dziennie. Ania zaproponowała, byśmy kiedyś jechali do Krakowa, do pewnej herbaciarni. A wczoraj przyszła z imbryczkiem do stolika (dla tych co nie wiedzą, w Baszcie można zamówić herbe) pełnym niesamowicie pysznej, wręcz nieziemskiej herbatki. Dziś też mam od niej propozycję spróbowania innej, z kawałkami owoców, jednak niestety chyba nie dam rady pójść do Baszty. Wczoraj było w chuj tam ludzi, a przy każdym stoliku, znałem co najmniej jedną osobę. A jeżeli ktoś chce wiedzieć, to moją ulubioną herbatą jest Lipton. Teraz właśnie sączę Liptonka, jednak smakową, tjj. "Lipton tea - Tropical fruit". Polecam!
I by tradycji stało się zadość, wrzucam dziś utwór "Thief" zespołu "Her name is Calla", który namiętnie męczę od 30 minut.


Także wczoraj straciłem półtorej godziny życia i naprawdę to czuję. Brat namówił mnie, bym obejrzał z nim "Oszukać przeznaczenie 5". Co to był za gniot! To było straszne! Teraz jest mi wstyd, że w ogóle widziałem ten film. Wszystko jest zajebiście przewidywalne i niekonsekwentne (w stosunku do pozostałych części też). Każda część zaczyna się i kończy tym samym schematem. Jest grupka ludzi, jedna z osób ma wizję ich oraz także swojej śmierci, część jej nie wierzy, a część z nią "ucieka" w bezpieczne miejsce. A potem wszyscy po kolei giną w bardzo spektakularny i często abstrakcyjny sposób. Gdy część myśli, że udało im się pokonać fatum "czychająco-polującej na nich śmierci" (ostatnie 5 minut filmu), wówczas okazuje się, że giną w jakimś wypadku. I tak w każdej z pięciu części. Zmienia się tylko miejsce wypadku i śmierci są bardziej głupie, oraz nierealne. Tego akurat nie polecam, chyba, że w jakimś gronie, by można było się pośmiać i w głupkowaty sposób po komentować.
Pamiętam jak oglądałem ze znajomymi 4. Wówczas przy scenie gdzie spadający z nieba silnik przygniótł jednego z bohaterów, ktoś rzucił; "Chyba będzie padać, bo silniki nisko latają...".

11 komentarzy:

  1. he-he-herbaciarz xD
    ja nałogowo spijam zieloną herbatę, którą ostatnio zaczęłam urozmaicać sokiem z pomarańczy ;P
    a co do filmu - nie oglądałam żadnej z części, ale skoro nie polecasz, to jakoś nie ciągnie mnie do oglądania ;p no chyba, że powoli zaczynająca się nauka do sesji będzie mnie baaaardzo odpychać od książek xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wówczas mogę polecić jakiś inny O WIELE LEPSZY film, bo naprawdę szkoda czasu na tego śmiecia.
      Zielona herbata powiadasz? Ja lubię bardzo kulturę Japońską; jedzenie pałeczkami, czy inne takie dziwactwa. Zatem zielona herba jak najbardziej! Ale nie wolno jej pić w dużych ilościach, bo wypłukuje z organizmu witaminy... :P

      Usuń
  2. a ten o wiele lepszy film to jaki? ;)
    czyli muszę się ograniczyć z herbą xd ale chyba jedna dziennie nie jest za dużo? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam 2 dobre filmy. Jak nie lubię japońskich filmów (chyba jedyna rzecz), bo są strasznie tandetne, to Japończycy stworzyli najlepszy dramat psychologiczny, jakikolwiek w życiu widziałem. Zwie się Confessions (jap. "Kokuhaku" z roku 2012). Szczerze polecam. Tam są takie zwroty akcji, że po prostu łoooo! Widziałem go chyba 9 razy.
      Drugi z kolei, to "Mr.Nobody" (z 2009 roku, występuje w nim Jared Leto, za którym średnio przepadam, ale w filmie dał radę!). Film przedstawia efekt motyla lepiej, niźli film o tym samym tytule. :P Widziałem go też dużo razy, ale nie wszystkie sceny rozumiem, bo można ten film i poszczególne sceny analizować na wszelakie sposoby.
      Co jest najlepsze w tych dwóch filmach? Nie da się ich opowiedzieć! Szczególnie Mr.Nobody`iego. Strasznie dobre filmy!

      Usuń
    2. a skuszę się ;) szczególnie chyba na ten drugi ^^

      Usuń
    3. Jak będziesz po którymś, daj znać, gdyż także chciałbym znać Twoją opinię na temat tych filmów. Coś w stylu; "co Ci się podobało/nie podobało". :P

      Usuń
    4. wiesz, ja w sumie filmów oglądam baaaardzo mało.
      nie jestem jakimś znawcą, żeby wyrażać opinię o filmie. zależy od tematyki czy mnie zaciekawi, czy nie. a temat efektu motyla dość mocno mnie przyciąga ;P

      Usuń
    5. Myślę mimo wszystko, że powinnaś się skusić na te dwa. :P

      Usuń
    6. skuszę się na pewno ;)
      kwestia tylko kiedy ;P
      ale myślę, że spokojne uskrobię troszkę czasu ;)

      Usuń
    7. "W końcu zbliża się sesja". xD

      Usuń
    8. taaaak <3 moja pierwsza sesja, którą powinnam mieć już rok temu za sobą ;P

      Usuń