czwartek, 30 czerwca 2011

Początek końca

Idę przed siebie i widzę jak za blokami znika słońce w pomarańczowym blasku. Na uszach słuchawki od odtwarzacza, a w głowie chaos. Mijam budki ze sklepami, widzę jak część dzieci gania się po zielonej trawce, a część bawi na placyku zabaw. Któreś płacze w piaskownicy wołając mamusię. Widocznie któryś z urwisów porwał  mu foremki i zabawa przemienia się w jeden wielki szloch. Wymijam starszą panią z zakupami i widzę gościa z brodą i z zżółkniętymi palcami od fajek. Na głowie ma chustkę, która zakrywa jego włosy, nie pozwalając się wydostać choćby najmniejszemu kosmykowi włosów na świat. Ruchem ręki wskazuje, bym ściągnął słuchawki.
-Dlaczego nie? -myślę.
-Ja nie wiem... -zaczyna ów człowiek.- Czy ludzie ci są z Anglii?
-Dlaczego pan tak uważa? -postanawiam wdać się w dyskusję.
-No popatrz, chodzą nie tą stroną ulicy co trzeba.
-Myślę, że jest im wszystko jedno. -zauważam.
-Tak, ale to trochę dziwaczne, nie uważasz? Wszyscy dążą do jakieś ewolucji z innych krajów, tymczasem zapominają o swoim rodzinnym. Czego słuchasz?
Widzi w moim ręku słuchawki, które zdjąłem do tejże pogawędki. Patrze na niego nieco oszołomiony pytaniem, sam spoglądając na nie i czas jakby się na chwilkę zatrzymuje. Nie zdążam nic odpowiedzieć.
-Mogę posłuchać z tobą muzyki? -pyta mnie z błyskiem w swym niebieskim oku i widzę nadzieję. Nadzieję, która ma sprawić, że się zgodzę. Nie spotykam zbyt wielu takich spojrzeń, bo są one wyjątkowe, zupełnie jak te, gdy ktoś patrzy na swą ukochaną osobę.
-Proszę. -podaje mu słuchawki.
-Nie, nie rozumiesz. Chce posłuchać wspólnie. Wystarczy, że dasz mi lewą słuchawkę. Byśmy oboje mogli sie nasycić muzyką.
Podaje mu ją, a on wkłada ją do ucha i spogląda w niebo. Nad nami zaczynają szybować ptaki, które teraz wspólnie obserwujemy. Teraz czas umarł na dobre, a w moich myślach błądzę gdzieś spokojnie, przechadzam się widząc obrazy z przeszłości. Stoimy tak dobrą chwilę, czekając, aż utwór dojdzie do końca. Gdy tak się dzieje, człowiek ten, wcześniej pełen jakiejś niezrozumiałej dla mnie woli życia, opuszcza głowę gapiąc się gdzieś pod nogi. Posmutniał i jego wola życia jakby zbladła. Zrozumiałem w tej chwili jak musi być smutnym i nieszczęśliwym człowiekiem. Być może nie ma miejsca, gdzie mógłby wracać nocami. Być może nie ma przyjaciela, z którym mógłby się podzielić swym pięknem i swą brzydotą. Być może nikt na niego już nie czeka, nigdzie się nie śpieszy.
-Dziękuję ci bardzo. Bardzo ładne. -zwraca się do mnie oddając słuchawkę.- Spokojne i miłe dla ucha. Jak nazywa się zespół?
-"Foals".
-Wiesz... Dziękuję. Ludzie na ogół się mnie boją. Wyganiają ze sklepów i takie tam... Nikt nie był na tyle życzliwy, by pozwolić mi posłuchać ze sobą muzyki. Ludzie najczęściej wtedy mówią jakieś niemiłe rzeczy.
-Aha, czyli posmutniał z mego powodu? -odzywa się głowa.- Ponieważ pozwoliłem mu chwile ze sobą postać, popatrzeć wspólnie przed siebie ramie w ramie?
-Potraktowałeś mnie jak równemu sobie. Jeszcze raz dziękuję. Nie chce cię już zatrzymywać. Do widzenia.
Odchodzi, a ja odpalam papierosa... I wtedy znów; "dlaczego nie?".
-Przepraszam! -krzyknąłem w jego kierunku szybko do niego idąc.- A może pan zna jakieś ciekawe zespoły, które mógłby mi się spodobać? Chce pan papierosa?

***

I znów siedzę u siebie w mieszkanku rozwalony na białej sofie. Na stoliczku koloru wenge opieram nogi. K. siedzi przede mną czekając na to, co chce mu powiedzieć. Bez powodu przecież nie dzwoniłbym. Nie po to, by przylazł do mnie. Wiadomo, może myślał w pierwszej chwili, że chce się spotkać i w ogóle. Jednak powiedziałem mu; "widzimy się u mnie". Wiedział na pewno, że nie wyciągam go na piwo, bo na takie skoczylibyśmy do jakiegoś baru. Wiedział też, że chce z nim porozmawiać szczerze, bo spotykamy się w moich czterech ścianach i to w dodatku sami. Teraz siedzi i gapi się na mnie bez słowa. Ja także milczę. Odchylam głowę do tyłu i siedzę tak chwilę.
-Chyba nie po to dzwoniłeś, by posiedzieć ze mną w ciszy. -nie wytrzymał.
Podniosłem ze stoliczka pilot od sprzętu grającego i pościłem "Foalsów", po czym powróciłem do mej poprzedniej, jakże wygodnej pozycji.
-Aha, super! -zażenował się chyba.
-Dlaczego nie?
-Co dlaczego nie?
-Dlaczego miałbym nie zapraszać cię tylko po to, by wspólnie z tobą pomilczeć?
-Żartujesz?
-Może...
Popatrzył na mnie jak na kretyna. I oparł się wygodniej już bez słowa.
-Jestem pasożytem. -zacząłem.
-Tak, trochę człowiek, a trochę robak.
-K. nie przerywaj mi. Chyba chcesz się dowiedzieć co zamierzam i pomóc mi w pewnych kwestiach.
-A, zatem o pomoc chodzi? No słucham. Zacznij jeszcze raz...
-Jestem pasożytem. Ciesząc się z cudzego szczęścia prawie chyba nie potrzebuje własnego.
Między nami znów zapadła głęboka cisza, którą rozrywała muzyka.
-I co, to tyle? -zapytał z uśmiechem.
-No, a co? Mało?
-Wyciągasz mnie tylko po to, by powiedzieć mi, że jesteś człowieko-robakiem? Chyba oszalałeś!
-No, wiesz... Ja ci powiedziałem co ze mną nie tak, a teraz liczę na jakąś radę.
-Kpisz ze mnie?
-Nie, skądże? Co to w ogóle za pomysł? Co mi insynuujesz?
-Nic, ale nie uważasz, że to dziwne? Mówisz mi jakąś totalnie bezsensowną rzecz i jeszcze liczysz na to, że w jakiś, jakikolwiek sposób to skomentuje. -poruszył się K.
-No dobra. Chodzi o to, że gdzieś się ukryłem między tymi wszystkimi zdarzeniami, gdzie u innych dygoczące serca tańczą przy purpurach zachodu promienistego słońca. Tylko co z tego, skoro co by się nie stało, zostaje w tyle, na maratonie zwanym potocznie "życie".
-O Boże! Znów się zaczyna?
-Nie. Właśnie próbuje ci powiedzieć, że się kończy. Wiem, że to nie jest do mnie podobne, ale nie, nie narzekam i nie jest mi z tym wcale źle.
-Nie? Dlaczego? -K. postanowił, że zacznie udawać zaszokowanego.
-Dlatego, że sam wybieram uczucia, które będą mi towarzyszyć w zalążku następnego dnia, tak cholernie mi potrzebne do przeżycia kolejnego. Dokonuję selekcji, wybieram to, co dla mnie najlepsze. Najlepsze niczym żelki firmy "Haribo", których slogan reklamowy brzmi; "łakocie i witaminy!". Tak jak dla dziecka żelki mają znaczenie, tak dla mnie te wszystkie opowiastki niektórych osób o sobie mogą je mieć.
-Ciekawa metafora. Nie ma co.
-Przychodzi jednak czas, gdzie trzeba stanąć na równe nogi i czasem w pospiechu zerwać się z łóżka, w szczególności, gdy jest się spóźnionym na jakieś ważne spotkanie o poranku. A ja się spóźniłem we wszystkim, co jednak nie oznacza, że jestem opóźniony.
-Ta jasne! -rozpromienił się i uśmiechnął od ucha do ucha.
-Po prostu się chyba zamyśliłem i przez wszystkie lata mego życia stałem w miejscu.
-Aha... Ale o czym dokładnie mówisz? Konkrety!
-O tym, że chyba powinienem kupić sobie kotka, bo kontakty z ludźmi mi nie wychodzą. A przynajmniej nie tak, jakbym sobie tego życzył.
-Żartujesz? -zrobiły mu się momentalnie wielkie oczy.- Tyle razy ci mówiłem, że jest mnóstwo...
-Wybacz, że ci przerwę, ale nie można przez całe życie trzymać kogoś za rączkę i mówić mu co ma robić. I tak samo nie można stać w jednym miejscu i czekać, aż ktoś nas za nią poprowadzi i powie; "ale jesteś słodziakiem, dobrze zrobiłeś, jesteśmy z ciebie dumni, rób tak dalej... bla, bla, bla...". Zatem już czas. Czas na zmiany. Czas uwolnić się od części ludzi i pozwolić im uwolnić się od siebie. Czas na samodzielność, bo w gruncie rzeczy, sam czasem czuje się jak jakiś maluszek robiąc różne rzeczy. Ale jakie, to pozostawię dla siebie...
-Od czego chcesz zacząć?
-Od rozmowy z tobą, to oczywiste. -sięgam na stoliczek, gdzie leży czysta popielniczka i paczka "L&M Red Label", wyjmuje papierosa i odpalam.- Nie lubię przy tobie palić.
-Wiem. Mówisz to za każdym razem gdy przy mnie odpalasz papierosa.
-Wybacz, ale to pozwala mi się zrelaksować i zebrać myśli. -przyznałem się.
-Spoko. Nie ma problemu, naprawdę. (...) No dobra, skoro mamy rozmawiać, to...
-Czekaj! Właśnie to robimy. Najpierw powiem ci co potem... -zaciągam się nikotynowym dymem.- Potem zacznę, od wyjaśnienia kilku spraw, od oddania cudzych własności, które leżą latami u mnie na biurku i od powiedzenia kilku osobom kilku rzeczy. To chyba dobry początek.
-Dobry... A z kim chcesz porozmawiać?
-Zostawmy to "z kim?". Ale naszą rozmowę zacznę tak; "Chyba powinienem kupić sobie kotka, bo kontakty z ludźmi mi nie wychodzą. A przynajmniej nie tak, jakbym sobie tego życzył...".
(...)

niedziela, 26 czerwca 2011

Gwiezdny pył

Jaki jest limit papierosa? Powinienem go liczyć w możliwości wypalenia przeze mnie fajek, pieniędzy, które wydaje na to gówno, czy długości palenia jednego papierosa?
Wychodzę nocami, by pobłąkać się po obcym mi mieście, posłuchać muzyki z odtwarzacza mp4, pooglądać gwiazdy i pomyśleć nad tym jak bardzo jestem, albo jak bardzo mnie nie ma w tym co robię, oraz w tym co zamierzam. Ktoś jednak jest. Może nawet się martwi o mnie i wychodzi by pobłąkać się ze mną i porozmawiać. A jak nie to, to chociażby po to, by ze mną pobyć bez słów chwilkę. Ja szanuje takie działania z obcej strony i nie pozostawiam jej osoby bez komentarza. Może po prostu jestem głupi, ale nie potrafię zostawić tego od tak, bez niczego, wdzięczności. A jestem wdzięczny za wiele rzeczy. Chociaż bardzo dziwacznie to ukazuje, czasem nawet bardzo.
Gwiazdy i przejeżdżające samochody obok. Późna godzina i lęk przed czymś nieokreślonym, o sprawie, o której jeszcze nie mam zielonego pojęcia. Niepokój i jedna, iskra mówiąca o tym, że wydarzy się bliżej nieokreślone "coś"...
O, mały wóz... Ostatnio go obserwowałem zimą z inną bliską osobą. Trochę nawet bliższą, ale myślę, że to kwestia czasu aż szanse się wyrównają, jeśli już tego nie zrobiły. Ale i tak odbija się echem po mej głowie wielkie i nieme "dziękuję", które na jakiś czas zatrzymuje dla siebie. Potem je wypuszczę ustami w objęcia uszu drugiej osoby. Tylko czy będzie wiedziała za co? Nie wiem, sam nie wiem dlaczego i za co chce wypuścić te słowo i nie wiem też, czemu zrodziło się w mojej głowie. Ale nie zrodziło się tam bez powodu, tego jestem pewien...

piątek, 24 czerwca 2011

Bestia

W głowie pałęta się myśl; "tylko spokojnie, tylko spokój może cię uratować". Ale czy wierze w coś takiego jak spokój? Zaraz zadzwoni i powiem to, co chciałem powiedzieć jej już jakiś czas temu. Tylko na telefon komórkowy, czy stacjonarny? Mniejsza. Przecież się zabezpieczyłem. Przeniosłem swój biały i piękny, stacjonarny zabytek na tarczę, na lśniący blat pięknego stoliczka z Ikei w kolorze wenge, przed którym teraz odpoczywam rozłożony na białej sofie.
Myślę. O wszystkim i o niczym. Przywołuje w moich wspomnieniach słowa Sophie, bohaterki filmu anime pod tytułem "Ruchomy zamek Hauru".
"Zawsze może być gorzej Sophie."
To zdanie dziwnie mnie uspokaja. Sprawia, że jakby mniej emocjonalnie podchodzę do stresujących sytuacji, spraw o dużej wadze.
Boże, zaczęło się, telefon zadzwonił. Komórka. Wyjmuje ją z kieszeni spodni i sprawdzam. Tak, to ona. Odbieram. I nic nie mówiąc słucham.
-Uspokój oddech, wyrównaj go z tym po drugiej stronie. -podpowiada głowa.
-Może chciałbyś się spotkać? -zapytała po chwili.
-Nie! Nie mam zamiaru. Chciałem ci tylko powiedzieć, że jesteś suką. Mógłbym nawet nazwać cię kurwą i nie powinnaś być za to określenie nawet obrażona. Stwierdzam wówczas oczywisty fakt.
-Wszystkie jesteśmy sukami...
-Wszystkie?
-Wszystkie kobiety. Musisz się nauczyć, że jesteśmy przebiegłe i robimy to co chcemy. Obwijamy sobie waszą, żałosną rasę mężczyzn w okół palców. A kiedy to dochodzi do skutku, nie jesteście wstanie zrobić nic bez naszej zgody. Jesteście na skinienie palca, na najmniejszy, nawet czasem niezauważalny gest. Ta wasza słabość jest nawet zabawna.
-Zabawna?  A wiesz co dla mnie jest zabawne u ciebie? Wścieklica macicy.
-Jestem wyzwolona, to wszystko.
-Wszystko? Ciągła zabawa ludźmi, nie mająca końca, nigdy. Mam nadzieje, że kiedyś trafisz na takiego, który uczyni względem ciebie, tak, jak ty się "bawisz".
-Skończyłeś? Nie mam czasu na takie gówno. Idę na imprezę.
-Tak, skończyłem. Udanego połowu suko!