czwartek, 30 września 2010

Czas rozgrzeszenia

Tak, czas rozgrzeszenia, gdzie nie ma już niczego.
Ale nie żałuję swego występku, wręcz jestem zadowolony z tego powodu, iż wznieciłem ogień.
Moja deklaracja płonie, a ja wpatruje się w ogień...
Tak wiem, dla kogoś kto to czyta, może wydawać się to zagadkowe, a na pewno niezrozumiałe, w szcególności, gdy nie zna ta osoba mego stanu (emocjonalnego, to co siedzimi w mej glowie).

Od czego zacząć, by mnie zrozumiano?
Zaczne jak Bóg, od stworzenia świata.
Miasto gnane czasami, po ulicach biegają pyszałkowaci, zmęczeni ludzkością.
Część z nich wbita w okna, kursujących w tą i tamtą stronę autobusów miejskich.
Potem jest człowiek i drugi jegomość.
Zakładają pakt, niemalże diabelski.
Jednak jedna z osób (ja), zauważyła, że pakt jest nie warty, nic nie znaczący i zapisane słowa na kawałku pergaminu (czasu), postanowiła zniszczyć i spopielić.
To tez uczyniłem.
Nic więcej nie powiem.

Póki co, dziękuję za uwagę: Mr.Grave [*]

poniedziałek, 20 września 2010

Odległa wścieklizna czasowa

Jestem zażenowany odpowiedzialnością ludzką.
Nie zamierzam ukrywać, a wręcz powiedzieć głośno, że zostałem dziś wyprowadzony z równowagi, dlatego pisze drugiego posta.
Ale mam świetny lek antystresowy.
W sumie to staram się nie przejmować i o tym nie myśleć, choć w pierwszej chwili chciałem zacząć czymś rzucać po pokoju.
Ale jest już dobrze... Zobaczymy następnym razem... Nie będzie tak już...

Bardzo ładne zdjęcie. Strasznie mi się podoba. Zrobione naturalnie w naszej miejscowości.
By Krateczka :)

niedziela, 19 września 2010

Transilvanian Hunger

Co jest denerwujące w internecie?
Może to, że gdy poszukujesz strony z fetyszami (i mimo, że wpiszesz w google "fetysze opisy"), to wyskakuje dziesięć tysięcy stron ze stronami, ale filmikami porno.
Ja tego nie rozumiem, ale po co tyle tych głupich stron? Każde porno jest o tym samym, nieambitne, głupie, mechaniczne (ukazujące zwierzęce instynkty ludzi - zaspokojenie).
Jakby nie można zrobić jedną stronę temu poświęconą. Debilizm.

Szukając fetyszy natknąłem się na "wampiryzm seksualny", tj. akt miłosny połączony z piciem krwi. Natychmiast przypomniała mi się moja dziecinna fascynacja wampiryzmem i ogólnie wierzeniami ludowej polski.
Czy zatem jest "wampiryzm"?
Według wikipedii, jest to pasożytnictwo, ale czytając jakieś zapiski i wierzenia ludowe, domyślimy się, że chodzi bardziej o "chorobę duszy".
Co rozumiem przez tą nazwę? Wierzono, że jak ktoś po śmierci wstawał z grobu i żył dalej (bądź jego dusza), to stawał się "upiorem". Czyli "choroba duszy", to nic innego jak wynaturzenie i jej spaczenie. Upiorem mógł stać się każdy. Naturalnie walczono z wampiryzmem. Posiadano bardzo ciekawe metody, jeżeli można tak to nazwać.
Jeżeli ktoś w wiosce umierał niedługo po pochówku jakiegoś denata, już posiadano wówczas podstawy, że jegomość sprzed tygodnia jest upiorem.
Odkopywano delikwenta, ucinano mu głowę łopatą i wsadzano ja między nogi, by nie mógł jej dosięgnąć. Wywracano jego truchło na brzuch, by zdezorientować go i by jak najglębiej wgryzł się w ziemię. Wsypywano mu mak do trumny i wsadzano sieci rybackie, bo twierdzono, że upiór nie opuści swego legowiska do momentu, aż nie rozwiąże wszelakich węzłów i nie policzy wszystkich ziaren. Potem wbijano mu osikowy kolek w serce i kilka gwoździ w czaszkę, a następnie zakopywano. :)

Potem zaczęto tworzyć książki, a w konsekwencji filmy o wampirach. Dzisiejsze są żałosne i śmieszne, ale te z zamierzchłych czasów to prawdziwe klasyki. Osobiście polecam "Nosferatu" i "Dracule" - każdy zna historię młodego księcia Vlada Palownika, ale jemu poświęcę kiedyś osobisty post (może jeszcze dziś).

sobota, 18 września 2010

Poduszka do zabijania

Dziś mam dzień pełen ironii, wszystko psuje.Nie wiem jakim prawem, ale przestał mi działać lastfm. Po prostu nie "scrobluje" mi muzyk, którą słucham, na mój twórczy profil.

Dzień jak codzień. Tyle tylko, że niezbyt udany. Coraz bardziej mnie wszystko drażni i widzę minusy w egzystencji. Co mam na myśli? Żyję snami, które okazują się proroczymi (czasami).
Sentymentalizm bywa męczący. :(

Za szybko przywiązuję się do ludzi i rzeczy.
Lubię dziwactwa i staram się je określć, a nim się obejrzę, one określają mnie. Nie będę się rozpisywal co mam na myśli. Ale weźmy pod uwage sen. Czasami bywają sny, które w jakimś stopniu odgrywają ważniejszą rolę, a przynajmniej tak nam sie zdaje. Po przebudzeniu myślimy sobie: "Kurcze, jaki ten sen był fajny!". I rzeczywiście tak jest, gdyż zatrzymujemy go w pamięci dłużej, niźli pozostałe. Czasem aż nie chce się budzić. :)

Tak, ten post nie ma sensu...

piątek, 17 września 2010

Satan`s Sword (I have become)

Tak wiem, bardzo oryginalny tytuł postu. Dlaczego taki? Ponieważ słucham właśnie Behemoth`a (zespół), a dokładniej utwór o tym samym tytule. A że nie miałem pomysłu na własną nazwę, to stwierdziłem, że w takich sytuacjach najlepszy jest plagiat.

Zmieniłem szatę graficzną... na zimową (ale to już wczoraj).  Zaraz pewnie zobaczę w komentarzach jęki i szlochy z trego powodu; "Mamy przecież jeszcze wrzesień, bla, bla, bla, bla!". Możliwe, nie wnikam, aczkolwiek jest to swego rodzaju oddanie czci wspaniałemu zespołowi depressive black metalowemu, a zwie się on "ColdWorld".
Jak w każdym szanującym sie zespole poruszana jest samotność, o której dziś tu napiszę. :)

Mój katecheta stwierdził, że samotność to najgorsza choroba, jaka tylko może się komuś przytrafić. No nie wiem, ale dla mnie gorszy byłby rak, HIV, żółtaczka typu B, albo mikropenis, ale nie! ON WIE LEPIEJ!
Zastanawia mnie, czy wie, że z samotnością da się żyć?
Ja sam jestem typy samotnika-indywidualisty, z przejawami do życia w społeczeństwie. Co mam na myśli? To, że lubie ludzi, wręcz ich kocham, aczkolwiek chodźby nie wiem ilu mnie ich otaczało i tak będę sam.
(Pozdrowienia dla Monany, tak, wiem, wiem; "pan emo", ect.)
Co jest złego w samotności? To, że jest się samym i można trzeźwo myśleć, czy fakt tego, że nie masz się do kogo odezwać? Nie rozumiem... Uważam, że samotność jest bardzo dobra i wtręcz czasem pożądana/potrzebna. Jeżeli otacza mnie zbyt wiele osób, czyli widzę ich 24 na dobę, to zaczynam rzygać. Zaczynam ich uwarzać za stado bałwanów, kretynów, a potem w efekcie stwierdzam, że nie mam z nimi o czym rozmawiać.

Ktoś się doczepi, że nie o taką samotność chodzi. To o jaką? Pustelnicy zyją, wszyscy inni też.

Kolejna rzecz, która mnie drażni? Mam wątpliwości dlatego pytam, a jak pytam zadaje trudne pytania, co najwyraźniej bardzo stresuje mojego katechetę i nie udziela mi na moje wątpliwości jasnych odpowiedzi.
Zapytałem dziś dlaczego "Szatan" jest najwyżej położony w piramidzie demonologicznej, hierarchii złych duchów (tj. "zbuntowanych aniołów"), skoro, to "Lucyfer" jako pierwszy przeciwstawił się woli Boskiej.
Niestety, nie potrafiono udzielić mi odpowiedzi na to, jakże ciekawe pytanie. Oczywiście uprzednio, zapytałem czy
"Szatan" = "Lucyfer".
Powiedziano mi, że to są dwie nazwy własne i że jeden nie jest drugim.
Zadałem zatem kolejne pytanie.
Skoro aniołowie są istotami z natury dobrymi i mają pełne rozeznanie co dobre i złe, dlaczego w ich serca wkradł się grzech, skoro nie było ani grzechu, ani zła. Coś tam mi odburknięto, zamieszano, niby wytłumaczono i porzucono temat. Zatem nie wiem co i jak.
Liczę na to, że może ktoś z Was (czytających) da mi odpowiedzi na te moje pytania, skoro mój ksiądz na katechezie nie potrafil mi ich dać.

czwartek, 16 września 2010

Początki

Zaczynam pisać pierwszy post, a juz czuję, że mój blog będzie kolejną życiową porażką. No bo o czym mozna pisać, nie mając wczesniej pomysłu na bloga?

Siedząc sobie w ciemnościach i nie widząc dokładnie klawiatury, wymyslam coraz to nowsze bzdury na niedaleką przyszłość.
Staram sie wejść w oobe, a po kilku nieudanych próbach śmiem twierdzić, że to bujda. Jednak muszę przyznać, że stan podczas "wchodzenia", jest strasznie relaksujący i miły. Całe ciało wibruje w swoisty sposób. Jednak nie o tym chce pisać i zamkne natychmiast ten temat.

Ludzie są dziwni. Słuchają mnie, a nie rozumieją. Zastanawia mnie zatem fakt tego, czy to ja jestem inny, czy oni. Mam odmienne od nich zdanie, poczucie wartości i podejście do życia. Jak każdy, jednak te kwestie sprawiają, że nie potrafią mnie zrozumieć, w momencie, gdy ja sam ich rozumiem.
Nie spoglądają w oczy, w głębię dusz
i nie wiedzą, że dusza gra reqiuem końca.
Nie znają mnóstwa stanów, które ja sam poznałem, nie widzieli rzeczy, które ja widziałem i w końcu, nie słuchają tego, czym ja się fascynuję. Depressive Black Metal.
Często ich obserwuje wymyślając sobie, że jestem nimi. Na ulicy mijając ich staram sobie wyobrazić dokąd zmierzają, co powiedzą innym napotkanym osobom.
Boją się śmierci, a muzyka która dla mnie jest chlebem, która w magiczny sposób poprawia mi nastrój, ich doszczętnie dołuje. Obdziera z pozytywnych emocji.
Czy stałem się taki po przez fascynacje śmiercią?
Tak, wiem, to nie jest normalne, że ogarnąłem medycynę sądową w wieku 10 lat, ani fakt, że byłem swego czasu zafascynowany forum nekrofilskim, które pochłonąłem. Nie wiążę się jakoś z tym bardzo, jednak dla nich to było na tyle dziwne i niezrozumiałe, że przez pewien czas nazywali mnie w żartobliwy sposób "nekrofilem", jednak ja wiem, że się mnie bali, albo, że w ich oczach znalazłem kolejne chore dziwactwo.
Zapewniam też tych, co to czytają, że nie mam rozdwojenia jaźni (schizofrenii paranoidalnej), ani żadnych chorób umysłu. Czuje sie dobrze, ale jestem zmieszany i często gubie się w życiu. Chyba zresztą jak każdy. Przecież ludzką rzeczą jest błądzić i po omacku szukać swojej życiowej drogi.
Co mnie u nich bawi?
Może to, że w ich oczach jestem "zmienny jak flaga na wietrze", jestem "panem skrajnym".
Denerwuje mnie takie podejście do mnie, bo pokazuje mi to, że jestem lekceważony, ja natomiast po prostu mam różne zdanie w zależności od humoru i sytuacji. Mówię to co czuje, bo kieruje się uczuciami. To też w ich domniemaniu jest nadzwyczaj niezrozumiałe.
Dlatego nawet w towarzystwie potrafię być samotny. Ale lubie ten stan, ponieważ mnie określa. Ponieważ będąc samotnikiem wiem, że jestem!
Tylko kim?