sobota, 23 marca 2013

Ja pierodle...

Ale mam wkurwa, po prostu nikt tego nie ogarnie. Idę chyba z wrażenia na piwo.

(Coldplay - Trouble)

Wszyscy jesteście dziwni.

Impromochód, wieczorne Basztowanie.

Wczorajszy wieczór był zabawny. Każdy do mnie pisał, czy się z nim zobaczę w Baszcie.Poza tym Piotr miał urodziny, a my zgotowaliśmy mu "niespodziankę". Powstała "tajna grupa" na facebooku, której się nawet nie spodziewał. Piotr miał spędzić wieczór w towarzystwie kumpla (co utworzył wydarzenie), chlejąc z nim przed monitorem komputera, słuchając przy tym muzyki, czy oglądając filmy. Znajomy ten, pojechał z siostrą po Piotrka twierdząc, że muszą koniecznie razem odwiedzić wcześniej jakiś sklep monopolowy i zaopatrzyć się w alkohol. Ten nie protestował, nim się jednak zorientował, był już pod Basztą, gdzie ludzie z wydarzenia czekali na gwiazdę wieczoru. Nie wiedział chłop co się dzieje. Oczywiście zaakceptowało wydarzenie 32421341234123 osób, a w rzeczywistości przybyło nie wiem czy ze 20.

(Blue Foundation - Equilibrium)

Moja droga do Baszty była zabawna. Jechałem "samochodem-imprezą". Subwoofer był bezpośrednio za moim fotelem, więc miałem masaż w rytm dubstepu i hip-hopu z mocnymi basami. Wszystko zaczęło się od tego, że w któryś dzień tygodnia znajomy ze śląska napisał do mnie, że w piątek wbija do swojej dziewczyny, a mojej kumpeli. Napisał coś w stylu; "dawno się nie widzieliśmy, a powinniśmy". Źle to odczytałem, bo mówił o niej, a ja to odebrałem tak, że chodziło mu o mnie. Jak przyjechał do niej już, zadzwoniłem do nich, bo usłyszałem, że nie chce mu się iść i zacząłem go namawiać. Zmiękł. Gdy przyszedłem na umówione miejsce naszych spotkań, gdy tylko śmigamy na miasto, padła propozycja jechania samochodem. Oczywiście nie chciałem nim jechać, by kumpel ze śląska (nasz kierowca) też mógł się napić jakiegoś piwa w piątkowy wieczór. Zostałem przegłosowany 3 do 1, bo był też z nami Kajko. Wsiedliśmy. W pewnym momencie właściciel samochodu, czyli kierowca, zapytał, czy chce ogłuchnąć. Potwierdziłem, a ten podkręcił basy i głośniki. Ale to był lans! Brakowało mi tylko, tzw. "zimnego łokcia", ewentualnie "zgubiłem zegarek", ale na zewnątrz minusowa temperatura, więc nie otwieraliśmy okien. I tak każdy słyszał, że jedziemy (zapewne w promieniu 500 metrów).
Pojawił się też Mechaniczny. Nie widziałem tego debila od wakacji. Muszę się z nim spotkać i pogadać na spokojnie, nawet to zaproponowałem. Wstępnie - środa.

czwartek, 21 marca 2013

"Globalne ocieplenie"

Niby "globalne ocieplenie", a tu się okazuje, że cały czas napierdziela śnieg i końca nie widać. Jak dla mnie, to krzyk o ocieplenie, to sranie w banie, darcie mordy, dla samej istoty nagłośnienia "super rewelacji" Poza tym, to normalne, że klimat się zmienia. Cyklicznie! Znowu za kilka tysięcy lat będzie zimniej. Normalna sprawa. Nie wierzę zatem, w jakieś "widzi mi się" kilku gości, którym się nie podoba, że topnieją lodowce i szukają wytłumaczenia tego zjawiska, przy okazji obwiniając ludzi na tym pierdolonym padole zwanym potocznie "Ziemia".

(The Ting Tings - Soul killing)

We wtorek byłem w Krakowie u  znajomych i "przyjaciela". Jadąc, zastanawiałem się, "co ja kurwa właściwie robię, dlaczego jednak jadę, mimo faktu, że bardzo tego nie chce?". Dlaczego zatem pojechałem? Namówiła mnie do tego przyjaciółka, stwierdzając, że nic nie tracę. Straciłem jednak w pewnym momencie; spokój ducha i dobry humor. Nie no, było spoko, poznałem dwóch współlokatorów, których nie znałem, a wydają się być bardzo spoko, szczególnie jeden. Aż mi było głupio. To normalne, że jadąc do kogoś na noc, zabieram ze sobą karimatę i śpiwór, ten jednak odstąpił mi swoje łózko i całą pościel. Poczułem się zakłopotany. Nie chciałem się zgodzić, ale wziął ode mnie śpiwór i sam poszedł do kuchni na kanapę. Mam mieszane uczucia, chyba nie powinienem jechać do tego "przyjaciela". Wygrała jednak ciekawość, bowiem od października zastanawiałem się jak mieszka i z kim. Trudno mi powiedzieć czy żałuje, czy to jakiś inny stan. Ale przyznaje, byłem tam ostatni raz. Cały wieczór, w zasadzie noc, z "przyjacielem" wbijaliśmy sobie szpileczki. Nawet powiedział półżartem, a półserio; "jesteś tutaj ostatni raz". I co jest w tym wszystkim najlepsze? Miał pierdoloną rację, więcej do niego nie pojadę... Zajebiście się ostatnio nie dogadujemy, mamy dziwne relacje, które w żadnym stopniu mi się nie podobają, a wręcz męczą. Nawet nie wiem, czy mam ochotę go widywać i utrzymywać z nim nadal kontakt. Oboje strasznie się zmieniliśmy i nie dogadujemy się już tak, jak bywało to kiedyś. Odmienne priorytety, osobowości. Więcej nas dzieli, niż łączy. To trochę przerażające, tym bardziej, że przez ostatnie 4 lata był najważniejszą osobą w moim życiu i byłem na każde jego zawołanie. Powiem więcej, sam powiedział mi, że ja nie mogę na niego liczyć w każdej sytuacji, jak on może na mnie i że "nie będzie zawsze". Skoro nie mogę na niego liczyć w każdej sytuacji, to po co mam w ogóle, prawda? Strasznie mnie to jednak w jakimś stopniu boli i nie mogę się pozbierać. Ale na całe szczęście czas leczy rany i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Mimo wszystko mam do niego sentyment przez wspomnienia. 4 lata to jednak kupa czasu, prawda? To chyba normalne, że człowiek się przyzwyczaja i po takim czasie zależy mu na znajomości, tym bardziej, że otwiera się przed kimś w 100%. Ale nie popełnię więcej tego błędu, nie otworzę się przed nikim w 100, nawet nie wiem czy w 50 zdołam. Trudno, gówno się zdarza.

PS: Całe szczęście, że nie czyta mojego bloga, bo nie lubi. I tutaj prośba, niech nikt mu czasem nie podsyła tego. Co ma się rozjebać, to się rozjebie, a nie daj Boże, będę musiał słuchać od niego, że żalę się na internecie. -_-

sobota, 16 marca 2013

Podnoszę się - pomału, ale sukcesywnie.

I zima wróciła. Niestety. Ciągle myślę o tym jak będzie wspaniale gdy będzie już te 25 stopni na plusie. Zaniedbałem wszystkich moich "blogowych sąsiadów", jak i swój blog. Staram się jakoś pozbierać i przy okazji pomagam kilku innym osobom z ich problemami. Zmusiłem się też do obejrzenia klasyka, czyli serii Star Wars. Na dobry początek obejrzałem te starocie (4, 5 i 6 część) z lat 80, zostały mi jeszcze te z ponad 2000 roku. Ale jest mi szkoda Lorda Vadera. Nic mu się nie udaje i jest taki biedny. Oczywiście musiałem się podzielić tym ze znajomym. I co zrobił? Podesłał mi to!


Ale Lucka Skywalkera nie znoszę. Księżniczka Leja, czy jak jej tam, moim zdaniem jest obleśna i w żadnym stopniu mi się nie podoba. Chewbacca nie umie mówić, tylko drze ryja, co strasznie mnie irytuje. Nie lubię zbyt głośnych ludzi, istot. Natomiast uwielbiam Yodę i to w jaki sposób mówi. Ten poprzestawiany szyk zdania, jest niesamowity! 
"Cierpliwym być musisz."
I tym także musiałem się podzielić, a w odpowiedzi dostałem inny obrazek, który rozłożył mnie na łopatki.


Bardzo mi się podoba seria i trochę żałuję, że nigdy wcześniej jej nie widziałem. Obejrzałem też Iron Man`a dwie części, Hulka (dwa filmy), Thora i Kapitana Amerykę, by móc na spokojnie zobaczyć w końcu The Avengers w 3D u mojej siostry. Mam taką możliwość, to czemu nie? Skoro ma już telewizor zajmujący niemalże połowę ściany z taką opcją i okulary, to bardzo chętnie zobaczę. Uwielbiam muzykę filmową i soundtracki.

(John Williams - Victory Celebration)

A wczoraj byłem w Baszcie ze znajomym. Liczyliśmy na to, że spotkamy kogoś jeszcze ze wspólnych znajomych. Piątki zawsze są obfite, jeżeli chodzi o ludzi w tej knajpie. No i było sporo ludzi, bo nie było wolnego stolika, ale prawie nikogo znajomego, ani do kogo się dosiąść. Po dwóch latach spotkałem także znajomego, Putina, u którego to byłem świadkiem na bierzmowaniu. Obiecaliśmy sobie, że musimy się zgadać. Stwierdził, że koniecznie muszę odwiedzić go, bo jego rodzice (z którymi swoją drogą mam tak samo dobry kontakt jak z nim) zapewne będą się pytać co u mnie, jak im tylko powie, że się spotkaliśmy. Miło mi bardzo z tego powodu. 

poniedziałek, 11 marca 2013

O kilku rzeczach, które mnie zabiły.

W piątek nie byłem w Baszcie jak co tydzień. Stwierdziłem, że nie chce tam iść i spotkać pewne osoby. Umówiłem się zatem na spacer, przy czym okazało się, że osoba, którą chciałem tak unikać, ma także przyjść... W pierwszej momencie, gdy się dowiedziałem ogarnął mnie niewytłumaczalny stres pomieszany z wkurwem. Ale po 2 minutach opadał, ogarnąłem się. Koniec końców osoba nie pojawiła się, a ja się ucieszyłem, mając nadzieję, że z mojego powodu. A tu gówno prawda. Ale chujowo było dopiero wtedy, gdy przypadkiem napisałem do tego kogoś na facebooku. Zaczęła się walka na słowa, tłumaczenie sobie nawzajem swojej zjebaności, szukanie wspólnymi metodami złotego środka, opisywanie oczekiwań do siebie i świata. Cztery godziny.

(Of Monsters and Men - Yellow Light)

Cztery godziny, które zabiły me wyobrażenia o przyjaźni, o rzeczywistości, o dobroci. Nie ma co ratować, zostały same zgliszcza, zostałem maksymalnie odsunięty. Umarliśmy dla siebie.
I znów mi się przypomniała rozmowa z Anką jakiś rok wstecz; 
-Wiesz, chyba straciłem przyjaciela...
-Ty go już dawno straciłeś.
Teraz dopiero to widzę, po tej rozmowie, gdzie byliśmy maksymalnie szczerzy. Myliłem się.
W sobotę byliśmy ze wspólnymi znajomymi u innego. Po 2 godzinnym spóźnieniu, gdy osoba przyszła, poczułem skrępowanie i taką jakby niechęć z żalem skierowaną w jej stronę, o to, że tak kurewsko nie możemy się dogadać. Ale nie będę już krzyczeć, walczyć, nic. To chyba koniec.
Gdy wyszła po 22:40, poczułem się znacznie lepiej, luźno, by nie mówić dobrze. Poznałem nawet grę z karteczkami w "zgadnij kim jestem?". Gra polega na tym, że osoba jakaś pisze nam na karteczce imię osoby, którą przykleja nam na czoło, a którą mamy za zadanie odgadnąć, zadając pytania, na które można odpowiedzieć tylko "tak", lub "nie". Np., "czy jestem osobą z europy?". Bardzo fajna gra. Wyszliśmy z innymi znajomymi od kumpla, po 2 w nocy, a osobiście byłem w swoim domu po 3:40, bo odprowadzaliśmy dziewczyny. Było cholernie dla mnie zimno i przeziębiłem się. Od wczoraj nie wyszedłem z łóżka. Ciągle oglądam filmy i śpię. Nie mam ochoty postować, chciałem inaczej to wszystko obrać w słowa, ale już nie będę tego zmieniać.

piątek, 8 marca 2013

Drogim!

Wszystkiego najlepszego drogie panie w dniu Waszego święta. :D

(Little Dragon - Twice)

Moim czytelniczkom szczególnie. 

środa, 6 marca 2013

Dużo "słodkości" życiowych.

Każdy ma własne kredki. Każdy ma własne kolory. I nikogo nie interesuje, czy moje kredki się stępiły, czy nie. A wydawało mi się, że jest inaczej. Wydawało mi się, że wszyscy razem rysujemy po tej samej kartce papieru. Wydawało mi się, że wszyscy trzymamy się razem, kreujemy razem świat za pomocą tych samych "narzędzi". Mimo upływu tylu lat, okazuje się, że cały ten czas chyba się okłamywałem. 

 (Pudelsi, album "Psychopop" - Wampir)

Skoro mnie nie potrzebują, to ja też muszę przestać potrzebować...

niedziela, 3 marca 2013

Gra miejska

Wczoraj brałem udział w grze terenowej odnośnie "żołnierzy wyklętych". Biegałem po mieście w kasku, pałatce i mundurze z 15 kilową repliką broni na ramieniu. Było 11 grup. Gdy, któraś z grup podchodziła do fałszywej łączniczki, wówczas wyskakiwaliśmy my, UBcy i zgarnialiśmy ich do piwnic "Willy Kalisty", gdzie odbywało się przesłuchiwanie przywódców grup, a reszta siedziała w ciemnej celi z prawdziwą łączniczką, która dawała im niezbędne informacje, czyli gdzie mają się udać na ostatni punkt. Oczywiście UB, nie wiedziało, że w swych rękach mają prawdziwą łączniczkę (według scenariusza), dlatego pojmani trafiali do tej samej celi, co ona. Jeżeli przywódca danej grupy na przesłuchaniu, podałby jakiekolwiek informacje, mieliby wówczas ujemne punkty, co się jednak nie zdarzyło.

(Radiohead - Reckoner)

Znajomi zaczęli się śmiać, że jestem UBckim "zakapiorem". Było bardzo spoko. Ludzie nie wiedzieli ci się dzieje i patrzyli na nas, jak na zjawisko, bo w sumie po całym mieście biegali znajomi w przebraniach , obstawiali punkty, rozdawali graczom (grupom) zadania. Do mnie podszedł jakiś pan i zapytał; "Znowu ruscy? Myślałem, że to już było!". Koleżanka jednak spotkała się z mniej przychylnym tekstem, bo miała na ręce banderę "ORMO; "To kaprys, czy manifest?". Policja nie szalała, że biegamy z replikami broni po ulicy, bo wszystko było zgłoszone wcześniej do Urzędu Miasta i Gminy, ale i tak byliśmy zjawiskiem dla przechodniów, bo to była pierwsza gra miejska w naszym mieście.
Potem jednak, po powrocie do domu, zjebał się humor i trwa on do dzisiaj. O 18 przebrałem się dopiero z piżamy. Tak to cały dzień dołuje się muzyką, wpierdzielam słodycze, pije yerbę i herbaty oraz śpię, próbując znaleźć powód mojego zjebano-popsutego humoru.