poniedziałek, 30 czerwca 2014

Persona non grata

O tak! W myśl postu, chyba jestem osobą niemile widzianą w danych środowiskach. Nie by mi to przeszkadzało, wręcz się z tego CIESZĘ! Sam ostatnio znacznie pomniejszyłem kontakty z kilkoma ludźmi, których teraz uważam za troglodytów intelektualnych. Jakby czuje przeskok. Ja poszedłem minimalnie do przodu, a ci albo się zostali w tyle, albo cofnęli się w rozwoju jeszcze bardziej. Ktoś do mnie pisze, dzwoni, namawia, stara się: "choć, będzie ten, ten i ten i jeszcze ten" - a ja na to odpowiadam, że nie mam ochoty się odmóżdżać w ich towarzystwie i że jak będę miał ochotę na coś absurdalnie głupiego, to puszczę jakiś slasher z lat 70 czy 80. Jestem okropną marudą ostatnio. Widuje się z osobami, które mogę wyliczyć na palcach u jednej ręki. Oczywiście nie licząc ludzi z uczelni i roku. Starzy znajomi nieco poszli w odstawkę i z powodów ich debilizmu i także przez brak czasu. A raczej brak chęci widzenia się z nimi tłumaczę brakiem czasu, to także sprawia, że jestem świnią, ale z drugiej strony nie mam z tym większego problemu. Och, znów użyłem "z drugiej strony". Nie wiem co mi się dzieje, ale jak ostatnio coś piszę, używam tego sformułowania.


(Nancy Sinatra - Summer wine)

Teoretycznie zaczęły mi się wakacje. Teoretycznie, bo mogę do 18.06. poprawić ocenę z jednego egzaminu ustnego na wyższą i tak zrobię. Ściślej rzecz ujmując, historia filozofii. I teoretycznie mam wakacje, bo mam kampanię wrześniową, ale jakby tym się nie przejmuję, bo podjąłem się jej dobrowolnie. Dosłownie, wszedłem na egzamin, wylosowałem pytania i stwierdziłem, że chce przyjść we wrześniu. Wiele osób z roku mnie niemalże za to łoiło batami, ale cóż, bywa. Najważniejsze, że zakończyłem naukę łaciny i nie będę mieć już jej więcej. Choć tak myśląc o tym języku, nie powinienem, bo nic z niego nie wiem. Znam tylko kilka sentencji łacińskich i kojarzę kilka słówek. Zero jakiejś gramatyki i innych rzeczy z tym związanych.
Na początku czerwca wyprowadziłem się z Krakowa. Stwierdziłem, że skoro mam sesję, to lepiej, abym wrócił do swojej rodzinnej miejscowości, bo wiem jak wyglądała nauka w tym ogromnym, zapyziałym mieście. Nie, nie mam nic do Krakowa, ostatnio mi przeszło z hejtami na jego punkcie. Znów wydaje mi się być tajemniczą metropolią, pełną ciekawych ludzi, fajnych barów, imprez, klubów. O ironio, a mieszkając w nim nigdzie nie wychodziłem, a ludzi wręcz nie znosiłem. I to głównie przez to, że spacerują sobie całą szerokością chodnika, gdy akurat człowiek się śpieszy. Slalomy między czołgającymi się krakowianami, to nie jest to co mile wspominam. I o ironio2, wyprowadziłem się z Krakowa, a moja nauka do sesji i w sesji, wyglądała tak samo żenująco, gdy w nim mieszkałem. Czyli była ograniczona do minimum. Ale spoko, mam już kolejne mieszkanie, nawet umowa została podpisana i wszystko cacy. Tym razem z innymi znajomymi. Z tymi nie było źle, ale każdy poszedł w swoją stronę. Ktoś rezygnuje, ktoś chce się przenieść do innego miasta i takie tam. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś w takim składzie, w którym mieszkaliśmy, wyskoczymy gdzieś na piwo. Chociaż wiem jak to będzie wyglądać i jestem przekonany, że z częścią tych osób mogę się już nie zobaczyć, a na pewno nie w najbliższym czasie.