sobota, 30 czerwca 2012

Płatne za odczepne

Wydałem dziś na rekrutacje (tak, związanymi ze studiami) 75 złotych, tylko po to, by rodzice mi nie truli, że "w ogóle nie dbam o swoją przyszłość i jestem do dupy"... Więc zarejestrowałem się tak od niechcenia na filologię rosyjską. Ale musiałem się nabiegać... Jedna drukarka nie działa, druga, trzecia... setna! Dałem jednak radę. Póki co żyje Openerem i zdobyłem dziś nań namiot, więc nie muszę nocować pod gołym niebem i obawiać się złej pogody. A teraz (w zasadzie JUŻ) zbieram się na 18 Kaśki, która jest wiernym czytelnikiem mych wypocin, a które można znaleźć na tym blogu. Swoją drogą pojawiał się w kilku postach. Dobra, mniejsza...

Mnie to wszystko się udaje...

Tak, tytuł jest ironiczny!
Jak to jest, że mam ciągle pod górę? To jest przecież niemożliwe. Inni liczą na łut szczęścia i im się jakoś udaje, ja z kolei też liczę i nic z tego. I to ciągle jest coś nie po mojej myśli. Nawet jeżeli wszystko jest zaplanowane, nagle znikąd pojawia się łańcuszek niepowodzeń. Człowiek myśli sobie; "jest super, niech to trwa", a tu nagle wszystko idzie w stronę ogromnego pizdu! Najzabawniejsze jest to, że to wcale nie jest kwestia nastawienia, gdyż wmawiam sobie, okłamuje siebie, "będzie ok", a nie jest. Chyba nawet nigdy. Dobra mina do złej gry? I co z tego? Nic!
W dzisiejszym dniu odebrałem wyniki matur i mam wykształcenie średnie pełne. Jednak okazuje się, że nawet z tym mam pod górę, bo wiem, że za rok czeka mnie poprawka. I co teraz? Iść gdzieś na studia i przekoczować rok, czy zlać w tym roku kształcenie się i pójść do pracy na zmywak i znosić upokorzenia (zawsze znajdzie się ktoś, kto poczuje się lepszy)?

wtorek, 26 czerwca 2012

Weekendowy wypad w góry.

Pora zdać relację z kilku ostatnich dni.

Czwartek:
Zostałem zaproszony na obiad przez pewną kobietę. Wybrałem się z nią do miasta by zrobić zakupy, a przy okazji odwiedzić optyka i bibliotekę miejską. Zaopatrzyła nas biedronka i po powrocie do domu R postanowiliśmy zrobić świeży sok.
Sokowirówka. R kazała mi z niej wywalić resztki owoców, a sama chciała umyć urządzenie przed zrobieniem świeżego soku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kazała mi wyrzucić owych resztek do kibla. Zdziwiłem się, ale wykonałem polecenie... i ubikacja się zatkała. Postanowiliśmy się nie przejmować i przygotować wspólnie jedzonko, a dopiero po zjedzeniu tortilli, wzięliśmy się za ogarnianie ubikacji. R wpadła na "genialny pomysł", aby wyciągać owoce, które nie chcą spłynąć rurami do ścieków, plastykowymi łyżeczkami. Mieliśmy przy tym dużo śmiechu i zabawy. No i też długo nie babraliśmy się w odmętach kiblowych, gdyż po wyciągnięciu niewielkiej ilości do kosza na śmieci spuściłem wodę i jakoś poszło. Po tym grzecznie umyliśmy ręce, R zaczęła się szykować do wyjścia, a ja pozmywałem naczynia.
Teraz osoba, która zaprosiła mnie na obiad ma nauczkę i wie, by więcej nie wyrzucać odpadków do kibla, a do kosza. Poszliśmy na piwo, a potem poszedłem do znajomej gdzie "ćwiczyliśmy" pieśni na rajd 1 Pułku Strzelców Podhalańskich. Było baaardzo nierówno i fałszowaliśmy. Tym oto sposobem spędziłem 9 godzin poza domem.


Piątek, sobota i niedziela:
Rajd. Spałem tylko trzy godziny z czwartku na piątek, gdyż oczywiście jak to ja, pakowanie musiałem zostawić na ostatnią chwilę. Potem po 6 jechać do Krakowa... Ale było warto. W tym roku okolice Limanowej, czyli Beskid Wyspowy. Widoki przednie, ale pierwszego padało i było mgliście. Dopiero później się wypogodziło.
Zmoczyłem buty. Przez noc jednak zdążyły wyschnąć dzięki pani ekspedientce, która to podarowała nam gazety, abyśmy wypchać buty (wysuszyć). Oczywiście jak to na rajdzie tematycznym, na szlaku roiło się od "partyzantów", którzy dawali nam nowe rozkazy, niemieckich szpiegów, którzy starali się wyłudzić od nas informacje... A nawet samych SS`manów, którzy do nas "strzelali" i gonili nas po lesie krzycząc przy tym "HALT! HANDE HOCH!". Miałem jednak bardzo ogarniętą grupę, liczyła 8 osób. 3 osoby były z Warszawy, koledzy ze studiów znajomego. Jeden z Warszawiaków wkurzał się gdy kolega mówił o nich "Warszawka".
-Sformowanie "Warszawka" kojarzy mi się z takimi typowymi cwaniaczkami, którzy uważają siebie za nie wiadomo co, bogatymi snobami. -wyjaśnił kolega Warszawy, tym samym dając do zrozumienia, ze nie podoba mu się to słowo.
 Na rajdzie jednak nie obeszło się bez krzywych faz i po nim też. Oczywiście było 9 grup, z którymi rywalizowaliśmy. 3 z miejscowości, w której mieszkam, głównie znajomi. Wygraliśmy, ale nie w tym rzecz. Była pewna sytuacja, w sobotę, gdzie wyruszyliśmy za znajomymi (grupy wyruszały po sobie w odstępach 15 minutowych) jednak kazano nam dostać się do punktu kontrolnego i dalej zero informacji gdzie mamy się udać. Zadzwoniłem zatem do Mai i mówię jak ma się sytuacja i pytam, czy przy pomniku nie ma jakiejś informacji. Naturalnie podzieliła się ze mną, że informacje musimy znaleźć, tylko szukać dokładnie. Znaleźliśmy ją zakopaną w doniczce. Potem jak miałem jakieś informacje, np. o stacjonującym gdzieś oddziale o Niemcach, dawałem znać. Była jednak sytuacja, gdzie jej grupa, którą dowodził mój przyjaciel, zboczyła ze szlaku. My jak osły poszliśmy za nimi, jednak wróciliśmy się po chwili na rozwidlenie dróg i zauważyliśmy, że szliśmy nie tak jak trzeba. Gdy tylko o tym się dowiedziałem, napisałem sms`a do Mai. Mimo to i tak zostaliśmy posądzeni o mylenie drogi i o jedną wielką konspirację. Powstały różne spekulacje na ten temat w grupie znajomych, a które usłyszałem już po rajdzie z ust przyjaciela (ale do tego wrócę potem, idźmy dalej chronologicznie). Ja rozumiem, że rywalizowaliśmy i mogli doszukiwać się jakichś przekrętów, ale po co wówczas miałbym im przekazywać wiadomości choćby o zagrożeniu na szlaku? Potem gdy czołgaliśmy się w wysokim trawsku widząc, a chcąc uniknąć nieprzyjemności związanymi z Niemcami, okazało się, że wcale niepotrzebnie unikaliśmy kontroli, gdyż pokierowali nas nadal. Grupa przyjaciela (i Mai) byli w tym miejscu jakieś 20 minut przed nami, jednak nie przeszkodziło to, byśmy oczywiście znów mieli ze sobą zatarg. Ich grupa pobłądziła i dotarliśmy w tym samym czasie, dojechali na miejsce noclegu autostopem, cześć grupy ode mnie też, ja to jednak zlałem i poszedłem z kolegą na nogach. Mimo wszystko zostało wpisane na karcie, że przybyliśmy wcześniej (i tym samym ich wyprzedziliśmy).
Niedziela była poświęcona na rozdanie nagród i ogłoszenie wyników oraz mszę za AK`owców. Jak już wcześniej wspomniałem, wygraliśmy. Po powrocie, wieczorkiem, poszedłem na piwo z przyjacielem i jednym znajomym ze studiów. Zaczęło się opowiadanie o rajdzie. W tym momencie usłyszałem, że niby zatrzymaliśmy się na jedzenie (to co pisałem wcześniej o złym szlaku), a tak naprawdę wróciliśmy na prawidłowy szlak, mając ich w dupie i nie wyprowadzając z błędu. Wkurzyło mnie to stwierdzenie, bo mogłem naprawdę nie pisać im nic! Zatem wyjaśniłem, że to błędne oskarżenia, bo wróciliśmy się na rozwidlenie i gdy tylko się dowiedzieliśmy o pomyłce napisałem im przecież. Oczywiście zaczęło się tłumaczenie, ze to Maja tak powiedziała... No to stwierdziłem; "jak widać minęła się z prawdą". W tym momencie przyjaciel zaczął gwiazdorzyć, czego nienawidzę. Uklęknął i ironicznie powiedział, że przeprasza za oskarżenia oraz że się uniża przede mną i "błaga" o wybaczenie. Istny cyrk. Postanowiłem być bezczelny i stwierdziłem tylko, że tak powinno być i powinien błagać.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Apogeum

Uwielbiam pisać nabuzowany, krzyczeć za pomocą caps lock`a, wyrażać opinię, mówić co myślę.
A przez ostatni czas nie myślę dobrze, nie o portalu społecznościowym jakim jest facebook. Im częściej tam wchodzę, tym częściej czuje zażenowanie, wściekłość... Nic tak nie wprowadza w rozpacz jak bezwzględna głupota znanych nam osób. Wówczas człowiek zdaje sobie sprawę, że Twoi znajomi to banda imbecyli. Staram się ignorować wyświetlający się spam na facebookowskiej tablicy, ale się nie da. Dochodzę do wniosku, że osoby, które są fajne i nieszkodliwe w rzeczywistości (kobiety), w internecie są głupimi c!pami. Przemawia za tym fakt tego co tam piszą i tego jak chce mi się wyć w momencie gdy to czytam. Dzielą się wszystkimi prywatnymi rzeczami, które powinny zostawić dla siebie, bądź dla bliskich osób, a nie "chwalić się" przed wszystkimi znajomymi.
"Kocham was (naturalnie pisane małą literą) moje Kociaki :***", "Tęsknię za Tobą miśkuuuu :*", "Wszytstko się popsuło, idę się powiesić".
Statusy w stylu "idę zrobić kupę", a po 5 minutach "Wróciłam ^^ :* :D" - doprowadzają mnie do szaleństwa. Z tego względu nie wchodzę tam zbyt często. Prócz tego spamowanie obrazkami z kwejka, dziesięć tysięcy linków na minutę oraz zdjęcia. O tak, zdjęcia! Samopstryki z "egzystencjalnymi" przemyśleniami w stylu "lubię placki!".
Najbardziej rozwaliło mnie zdjęcie pewnej znajomej, naturalnie samopstryk, gdzie było napisane pod nim coś odnośnie tego, że twórczość nadaje sens egzystencji. Gdy je zobaczyłem oraz podpis i przejrzałem na szybko jej galerię (gdzie wszystkie zdjęcia są takie same, wręcz identyczne), stwierdziłem; "NO W CH*J KREATYWNA JESTEŚ!!! TO NIE WAŻNE, ŻE WSZYSTKIE ZDJĘCIA SĄ TAKIE SAME, NAWET NA TLE TEJ SAMEJ ŚCIANY TWEGO POKOJU."...
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to osoby z mojego roku, bądź o rok młodsze. Właśnie, kobiety. Dziś rozmawiałem z Mechanicznym, odnośnie powrotu do naszego projektu (Mechaniczny & Gramofon ) i zeszło nam na temat kobiet i ogólnie związków. Mechaniczny stwierdził:
-"Stary, my jesteśmy chyba starej daty. Kobiety nie patrzą na nas, tak jak my na nie. Nie szukają kogoś na stałe, a chcą się bawić, szaleć, zmieniać dla zabawy partnerów...".
-"Starej daty"? -pomyślałem.- Ale to osoby w naszym wieku...
I właśnie tego trochę nie rozumiem. Tak, wiem, słyszałem to już 100 razy, że będziemy doceniani jako "idealni faceci do wzięcia" za jakieś 10-20 lat. Ale jak patrzę na to co ci ludzie robią, odechciewa mi się bycia z kimkolwiek nawet za milion lat. Tak samo nie rozumiem na czym polega związek plastykowej lali z tępawym dresem. No bo raczej w ich związku nie ma polemiki na tematy egzystencjalne. To co oni robią w związku? Pieprzą się jak króliki, trzymają się za ręce, obscenicznie wkładają sobie języki do ust nie zważając na miejsce i okoliczności? I co, tylko tyle? To musi być nużące.
Dziś musiałem ściągnąć wcześniej soczewki (spędziłem w nich tylko 3 godziny), bo mnie bardzo oczy piekły.

PS: Dwa przemyślenia w ostatniej chwili;
#1. nie mógłbym być psychologiem, bo mówiłbym ludziom prawdę, czyli jak bardzo są zjebani.
#2. psycholodzy i wizyty u nich są dla osób, którzy nie posiadają przyjaciół i są słabi, skoro nie potrafią poradzić sobie sami z własnymi problemami.

sobota, 16 czerwca 2012

Fatum 2 godziny


Wczoraj zainwestowałem w soczewki. Zakładanie ich to istny horror. Bawiłem się ponad godzinę, a jak już mi się udało, tak zaczęło mnie oko szczypać, że się popłakałem. Pomyślałem wówczas, że jeżeli to będzie tak wyglądać za każdym razem to chyba sobie je odpuszczę. Na całe szczęście szczypanie było jednorazowe, potem już nie ma z tym problemów. Ale ściąganie ich, to kolejne 15 minut zabawy. Pewnie z czasem wejdzie mi to w nawyk i będę je ściągał oraz zakładał w mgnieniu oka, ale póki co, jeszcze długo się będę przy tym bawić. Pewnie tydzień. Oczywiście by mieć soczewki, najpierw musiałem iść prywatnie do okulisty (gdyż normalnie nie doczekałbym się terminu). Pani doktor zbadała mi wzrok i przepisała mocniejsze szkła do okularów, a prócz tego pogawędziła ze mną chwilę. Szkła 100 złotych, ale jak mus to mus.
Wczoraj miałem bardzo ciekawą rozmowę z S. Muszę przyznać, że ciekawy z niego człowiek. Pisaliśmy ładnych kilka godzin wymieniając się poglądami. Stwierdził, że jestem inteligentny, a ja poczułem, że mój egoizm i narcyzm rośnie. O 1:30 zakończyłem z nim jednak pogawędkę, gdyż zmusiło mnie do tego „fatum 2 (am) godziny”.
Tak, znalazłem sobie nowy przesąd. Oglądając „How I met your mother” padło w pewnym odcinku stwierdzenie;
„mama zawsze powtarzała mi, że po 2 godzinie nie może wydarzyć się nic dobrego i lepiej o tej godzinie położyć się spać”.
Co najzabawniejsze skończyłem akurat odcinek, w którym to była o tym mowa o 2:05. I poszedłem spać mając ów stwierdzenie na uwadze. Dlaczego? Powróciłem w myślach do kilku dni (choćby) sprzed miesiąca i definitywnie stwierdzam… COŚ W TYM JEST! Po godzinie 2 najczęściej wpadałem na jakieś głupie pomysły, by pisać szczerze do ludzi co do nich mam. Coś w stylu;
„wkurwiasz mnie swoim zachowaniem, … bla, bla, bla… mam nadzieję, że padniesz trupem”.
Ach ta moja zawiść i pamiętliwość. I nie ma to jak komuś wygarniać coś przez smsy. To dziecinne, tak uważam (i w tym momencie jestem kretynem i hipokrytą). Teraz jednak boje się tej godziny, wmawiając sobie, że ciąży na mnie jej fatum i zarazem motywuje mnie to bym szedł spać. Cóż…

wtorek, 12 czerwca 2012

Pajęczyna nut

Muzyka jest sztuką, to nawet nie podlega polemice.


Słuchając tego utworu, zacząłem zastanawiać się co autor chciał pokazać po przez swoje (bez dwóch zdań) dzieło. Muzyka ma przekaz podprogowy, który ma zmusić słuchacza do jakiejś określonej reakcji. I to każda. Ma za zadanie podnieść na duchu, albo zmusić do sentymentalizmu, refleksji. Może też wprowadzić w stan przygnębienia. Szczerze powiedziawszy, słuchając tego utworu czuję się mały. Mały w świecie, co zarazem napawa mnie lękiem, ale równocześnie cieszy.
Kocham muzykę i nie wyobrażam sobie egzystencji bez niej. Mam niesamowity rozstrzał jeżeli chodzi o gatunki muzyczne. I dobrze, nie wolno się w żaden sposób ograniczać. Poza tym "to tylko muzyka"... dla mnie aż.
Przyznam się, że czuję jakieś zakłopotanie, jednak nie wiem czym. Nie zamierzam jednak rozstrząsać o co może chodzić i postaram się podejść do tego optymistycznie, wmawiając sobie zarazem, że wszystko będzie dobrze. Wszystko się ułoży, podąży swoim właściwym torem.

niedziela, 10 czerwca 2012

Ale śmiesznie!

Już wiem co gramy, progressive black metal, choć do końca to nie brzmi jak black. Chłopcy są bardzo napaleni, liczą, że coś z tego może być. Chcą nagrywać demo i wystąpić może dwa, trzy razy w "baszcie" (knajpa, gdzie czasem są występy mniej, lub bardziej niszowych zespołów). Ja podchodzę do tego bardzo sceptycznie, ale mam przy tym zabawę.
Co do naszego black metalu; nie, nie mamy antychrześcijańskich tekstów, nie śpiewamy o tym jak Satanael jest wspaniały, ect. Nasze teksty nie oscylują w okół satanizmu, a tym bardziej nikt z nas nie jest Illuminatą.