niedziela, 18 sierpnia 2013

Dziś napiszę o niczym, jak zawsze.

Trach. I mózg wypadł mi na ziemię, a że był cały mokry od myśli, prześlizgał się pod szafę. Ludzie mnie rozbrajają. Tym, że nie szanują mojego czasu. Umawiają się, a potem nawet nie potrafią poinformować, że spotkanie nie będzie miało miejsca. Egocentryzm, zabieganie, czy głupota?

(Ulver - Funebre)

Jak to określiłem ten utwór; "jest spokojny, piękny, a zarazem niepokojący, przypomina mi umieranie". Śmierć jest bardzo indywidualnym doznaniem, bo kto wie co czuje umierająca osoba? A teraz polecę bardzo poetyckim stwierdzeniem, że my też codziennie umieramy..., zasypiając. Zupełnie tak, jak rodzimy się na nowo - z każdym nowym dniem.
Cały dzień spędziłem poza domem, będąc na mszy, potem na obiedzie u siostry, a wieczorem na cmentarzu.
Wskaźnik wejść na bloga wciąż szaleje? Dlaczego?

sobota, 17 sierpnia 2013

Pies

Zostałem tym wybrany przez psa. Po śmierci ojca ciągle przesiaduje u mnie w pokoju, przychodzi i po prostu leży.  Może przez to, że gdy umarł tata, był strasznie osowiały, a ja wówczas go głaskałem i przytulałem. Wydaje mi się, że teraz po śmierci, to ja jestem nadal tym, co najczęściej go głaszcze i  do niego mówi. Wcześniej to właśnie ojciec był tym, co ukazywał mu najwięcej czułości, mimo, że pies nigdy go nie słuchał.

(Ulver - Eos)

To nieco zabawne. Wcześniej za mną tak nie był, jak teraz. Czeka na mnie, a jak mnie widzi merda ogonem do momentu, aż go nie pogłaszcze. Jednak nadal jest strasznie smutny i osowiały. To niesamowite, wydaje się, jakby odczuwał wszystko, tak, jak człowiek. Jakby tęsknił, jakby rozumiał co się stało, mimo, że tata zmarł będąc na wakacjach w rodzinnych stronach, więc od czasu wyjazdu pies go nie widział. Czyli jakiś miesiąc.

piątek, 16 sierpnia 2013

Zapamiętam ten miesiąc do końca swych cholernych dni.

Powoli przestaje ogarniać swojego bloga. Nie było mnie tu jakiś czas. Patrze dziś na licznik i nie dowierzam. Okazuje się, że w tym miesiącu "odwiedziło mnie" ponad 13790 osób. Przynajmniej tak pokazują statystyki. Ale dlaczego? Przecież nie pisze o niczym wybitnym, pisze o niczym. Może to jakiś błąd? Miejmy nadzieję, bo trochę mnie przeraża, że dziennie wchodzi tu ok. 800 ludzi.

(autorstwa Śliwy)

Niesamowita grafika stworzona specjalnie dla mnie, na moje potrzeby.

A teraz doczesność. Byłem na Woodstocku. Zaiste dziwny festiwal. Jednak nie mogłem się tam za bardzo odnaleźć. Nie ze względu na klimat, czy ludzi, ale ze względu na muzykę. Utarło się mówić, że Woodstock to miejsce, gdzie jedzie się nie tyle dla muzyki, co dla ludzi, miejsca, splotu dziwacznych wydarzeń, które mogą i mają tam miejsce. Mimo to, jestem strasznie wybrednym człowiekiem i dla mnie jest on festiwalem muzycznym, więc muzyka jest numerem jeden. Owszem, było ciekawie, a na pewno upalnie, bo momentami czułem się jak kiełbaska na grillu, jednak chyba wole inne klimaty muzyczne. Najbardziej mnie denerwowali wyznawcy Harrego Krishny. Wręcz się ich boję. Z własnych przekonań i nie chodzi mi tu już o to, że jestem katolikiem, czy czytałem jakieś książki o sektach, ale po prostu mnie osobiście przerażają (abstrahując od wszystkiego innego). Na Woodzie zaliczyłem tzw. falę, na której byłem po raz pierwszy w życiu. I tak, chyba wpiszę sobie to w CV (żart).

(Clannad - I will find you [from "The Last of the Mohicans])

A teraz nieco bardziej subiektywnie. 
Śmierć nigdy nie jest łatwa..., chyba, że człowiek jest mną. Liczyłem się z myślą, że kiedyś mój tato umrze, ale nie sądziłem, że tak mu śpieszno w zaświaty. Czerwona lampka zaświeciła mi się, gdy wylądował w szpitalu, ale ponoć przed śmiercią czuł się dobrze. Ostatni tydzień zatem biegałem i pomagałem rodzinie, która to z kolei biegała po urzędach. I powiem tylko tyle, że państwo niczego nie ułatwia w formalnościach, a utrudnia. Połowa instytucji, która robi problemy, nie powinna istnieć. Mija jutro tydzień od śmierci ojca, a ja już mam dosyć. I urzędów, i chodzenia na cmentarz, i chodzenia na niemalże codziennie msze za duszę tatka. Czuje się zajebiście zmęczony. I zarazem mi głupio, bo on zmarł, wszyscy ryczeli, albo ryczą, a ja nie płakałem ani gdy się dowiedziałem o śmierci, ani na pogrzebie, ani po nim. Zupełnie jakby było mi to obojętne, czy umarł, czy żyje dalej. Nie wiem co ze mną nie tak, ale nie czuje nawet żadnej pustki po jego stracie, zupełnie jakby nic się nie stało. Przerażam sam siebie w tym momencie. Może to przez moje podejście? Tłumacze sobie to tak, że "śmierć jest rzeczą naturalną i normalną, a na pewno nie jest końcem", więc dlaczego mam płakać?
Gdy wchodzę do swojego bloku czuję intensywny zapach kwiatów (pod oknami mam ogródek). I jego też zapamiętam, będzie mi się już zawsze kojarzyć ze śmiercią ojca.