sobota, 8 września 2012

Postapokaliptyczna wizja

Mam jakaś postapokaliptyczną wizję, kiedy przechodzę rano przez galerię krakowską. Jest tak cicho, pusto, wszystko jeszcze pozamykane i nie muszę potykać się o ludzi. Jedna, dwie osoby siedzą na ławeczkach, ogólnie błoga, niemalże święta pustka. Istna sielanka. Wtedy myślę o jakiejś pandemii zombie ale innym irracjonalnym gównie.
"Czy tak wyglądałyby centra handlowe w razie epidemii? Ale pasowałoby biegać z maczetą, albo innym żelastwem, by móc się bronić przed zagrożeniem." - mózg rozjebany!
Jak już wracam jest znacznie gorzej. Nie jest tak kolorowo. Człowiek na człowieku, zabawy z wymijaniem, by kogoś nie zahaczyć, a i to często się nie udaje. Nie mogę się porozglądać, zobaczyć co jest na wysepkach-stoiskach, bo całą moja uwagę przyciąga myśl; "nie wjebać się w kogoś przypadkiem". Znowu jest wrzesień i znowu mam wyjebane na ludzi. Naprawdę jest to u mnie cykliczne, jak zauważył pan Mechaniczny. W sumie to on mi to uświadomił. A może jednak sobie teraz to wmawiam i robię wszystko, by podtrzymać jego teorię (i to nieświadomie)?
Prosty przykład. Dziś rano umówiłem się na spotkanie. Gdy miało już do niego dojść, to mi się nie chciało, jednak poszedłem. Przed 10 minutami wynikła sytuacja, gdzie owa osoba, z która się umówiłem, przedstawiła mi propozycję pójść do baru z innymi naszymi wspólnymi znajomymi. Spasowałem tylko dlatego, że nie chciało mi się iść do miasta. Okazało się jednak, że zostaniemy do niego zawiezieni. Zatem odnalazłem sobie inną wymówkę. Stwierdziłem, że nie będzie mi się chciało wracać po wszystkim 500 metrów samemu do domu, a potem że nie mam pieniędzy i że ogólnie mi się bardzo nie chce. W efekcie, oni pojechali, ja wróciłem i pisze post. :)
Osoba z którą się spotkałem stwierdziła, że pogoda mi się bardzo udzieliła i jęczę. Przyznałem się, że jestem wszystkim zmęczony. Usłyszałem wykład, że moje zmęczenie wynika z nastawienia na "nie" i że jeżeli naprawdę by mi się chciało, to mógłbym przenosić góry. Odparłem, że coś może w tym być, ponieważ męczy mnie monotonia. Osoba kazała mi się z kimś nowym spotkać, bądź odnowić jakieś stare kontakty.
Odpowiedziałem szczerze; "Ale po co? To przecież stado imbecyli." W domyśle mając na uwadze, że szkoda i ich, i mojego czasu. Czysta magia. Chyba kogoś uraziłem tym stwierdzeniem. Trudno.

poniedziałek, 3 września 2012

qwerty

Jezu, jak pomyślę, że dzisiaj młodzi poszli do szkoły na rozpoczęcie roku szkolnego, to im zazdroszczę. I w sumie dziwnie mi z tym faktem. I chętnie bym się z nimi zamienił. Mówię z perspektywy osoby pracującej. W szkole było bez stresu. Poszło się, to się było. A jak się nie poszło, to nie. Miało się wszystko gdzieś, istna sielanka. Zgroza. Ale dobra nie narzekam, bo moja praca nie jest aż tak straszna choć rano bardzo mi się nie chciało. Najgorsze jest wczesne wstawanie. Ale to było też w szkole więc wychodzi na jedno.
I nie, tytuł postu nie ma głębszego znaczenia, a są to po prostu kolejne literki na klawiaturze.