niedziela, 14 kwietnia 2013

Tyle pisać!

Po krótkiej przerwie, powracam. Nie mogłem się zebrać i napisać cokolwiek. Nie z tego względu, że nie miałem o czym, a że zrobiło się tego za dużo. Poza tym znajomi mnie męczą o kolejne wpisy. W sumie to nie sądziłem, że ktoś może mnie regularnie czytać. Owszem, podsyłałem jednego, może dwa posty kilku osobom, szczególnie gdy pisałem na ich temat, ale nigdy nie sądziłem, że będą się domagać o kolejne. Z jednej strony to dla mnie bardzo miłe, a z drugiej, bardzo przerażające.
Jestem chory. Od dwóch tygodni mam duszący kaszel, który mnie fazuje. To nie jest miłe doznanie prychać i modlić się o to, by się nie udusić. Wcześniej było gorzej, gorączka przez cztery dni, ból głowy, zawalone zatoki. Na całe szczęście z wszystkimi przejawami choroby się uporałem, poza kaszlem. Trzyma mnie już drugi tydzień mimo wszelakich leków, syropów i innych dziadostw. Święta minęły mi w pijackiej atmosferze. Wstyd się przyznać, ale takie są fakty. Wszystko przez to, że rodzice mają zwyczaj na święta wyciągać alkohol, gdy tylko siądą z mężami moich sióstr przy stole. To wino do obiadu, to wódka po, wiśniówki, malinówki, orzechówki. Nie tak by się zcioprać bardzo, ale moja masa robi swoje. W sumie przez nią moje picie jest ekonomiczne. Wypije nie dużo, a już latam jak szalony. Do picia jednak jeszcze wrócę opisując ten piątek.
W Wielki Czwartek poszedłem do siostrzenicy Julki. Siostra musiała zrobić jakieś zakupy na święta, czy coś takiego. Mała bawiła się w szpital i robiła zastrzyki pluszakom. W pewnym momencie zacząłem prasować jej lalki zabawkowym żelazkiem. Darła się, ale po chwili sama mi zaczęła je podawać. Więc przestałem. Nie wiedzieć czemu miałem ochotę tego dnia robić jej na złość. Potem jadła zupę, której nie chciała, zatem zacząłem jej wciskać, że jak nie będzie chciała jeść, to przyjdzie "Wróżka zębuszka, co wyrywa zęby, szczęki i uszka". Opowieść zadziałała, ale parę dni po tym dostałem sms`a od siostry, bym przyszedł i wytłumaczył, że owa postać nie istnieje. Uśmiała mnie ta wiadomość. Oczywiście ją zlałem. Pomysł w ogóle na "Wróżkę Zębuszkę" został zaczerpnięty z kolonii. Będąc na jednej z, w telewizji ok 1 w nocy leciał jakiś tandetny horror właśnie o "Wróżce Zębuszce", co wyrywała zęby. A, że mi się to wtedy przypomniało, no to trudno. Wieczorem natomiast poszedłem do Baszty, bo znajomy obchodził urodziny. Co prawda zaprosił do siebie, ale nie byłem przez moją chorobę. A szkoda. Było mnóstwo znajomych. Ok. 40 osób chyba.
W Wielki Piątek przyszedł do mnie znajomy na film. Spotkanie było nawet zabawne, tak myślę z perspektywy czasu. Przyszedł, powiedział bym nie komentował filmu, więc się nie odezwałem słowem przez cały, obejrzeliśmy i poszedł. Trochę wydawało mi się, że inaczej będzie wyglądać to spotkanie i że nie pójdzie od razu po. Peszek.
W Wielką Sobotę byłem u Ramony. Gdy tylko do niej przyszedłem zostałem poczęstowany przeróżnymi rodzajami ciast, Snickers zrobiony przez jej mamę był wyśmienity. A i po raz pierwszy w życiu piłem drinka Mojito. Ramona po prostu stwierdziła  że ma zaplanowany dla nas "babski wieczór", przy którym musimy się napić owego trunku. Posiedziałem, pogadaliśmy, w planach był też film, ale niestety musiałem uciekać, ponieważ umówiłem się kilka godzin wcześniej. Po 21 spotkam się z chłopakami i jakoś po drodze zahaczyliśmy o sklep, a potem poleźliśmy w plener.
W Priima Aprilis poszedłem na urodziny kolegi, co był w piątek. Prawie z nim nie rozmawiałem, bo nawet chyba nie miałem o czym. Zostałem do końca, pomogłem mu posprzątać i poszedłem, bo Ci co ze mną wytrwali do tej 4, czekali na korytarzu. Następnego dnia, czyli w dzień jego właściwych urodzin, przyszedł ze znajomymi na planszówki. Szczerze to nie spodziewałem się jakichkolwiek odwiedzin tego dnia. Szczególnie z jego strony, tym bardziej, że widzieliśmy się w ciągu 4 dni aż dwa razy (choć nie koniecznie rozmawialiśmy). Ale było bardzo fajnie.
I to tyle z "ciekawszych" w okresie świątecznym i po świątecznym.

(Van she - Jamaica)

Natomiast w ten piątek, Baszta stała odłogiem. Bowiem zaczął się sezon plenerowy. A zaczęło się ostro, bo od plenerowych urodzin Kajka i wcześniej wspomnianego znajomego. Nie mogło obejść się bez ogniska. Po raz pierwszy w życiu włączył mi się po alkoholu agresor. Wszystko przez tabletki na kaszel. Nie polecam połączenia  Co prawda tego dnia ich nie brałem, ale szprycowałem się nimi całe dwa tygodnie. Miałem bardzo krzywą fazę. Do tego każdy do mnie podchodził coś mówił, głaskał mnie, albo szturchał. W pewnym momencie kto tylko do mnie podchodził, kazałem mu wypierdalać. Oczywiście część za to potem przeprosiłem, ale nie czułem bym miał jakiegoś moralnego kaca, czy coś. Gdyby mnie nie wkurwiali, nie powiedziałbym do nich tego, co usłyszeli. 
Wczoraj miałem dziwny, ale miły dzień. Poszliśmy z kumplem, co nie było go na tym plenerze i ognisku, do skacowanej po piątku znajomej i jej chłopaka. Okazało się, że ta przenocowała u siebie jeszcze jedną koleżankę i kolegę. Wszyscy byli jeszcze lekko wstawieni i niewyspani, bo położyli się po 4 a wstali przed 8. Było zabawnie, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że wychodzę, bo chłopak tej znajomej zaczął mnie wkurwiać. Dla mnie ten chłop na kacu jest zajebiście irytujący, wręcz nie do przejścia, a że nie chciałem się denerwować to po godzinie sobie poszedłem. Potem miałem iść na planszówki. Nie poszedłem, ale to przez błędną informację. W piątek od znajomego usłyszałem, bym przyszedł z paroma osobami o 21, jednak, że to nie jest jeszcze pewne. Zatem w sobotę o 20:30 napisałem, czy spotkanie jest aktualne. W odpowiedzi dostałem wiadomość potwierdzającą, ale, że on własnie wyjeżdża z Krakowa, bo był na meczu Wisły. Stwierdziłem zatem, że nie ma szans, by był na 21 w domu i że najszybciej będzie po 21:30. Po 21:40 zadzwoniłem do innego znajomego, który pytał gdzie jestem, bo oni od 21:10 na mnie czekają... Okazało się, że wiadomość o wyjeździe z Krakowa była pisana w połowie droga, a moim tokiem rozumowania sam zrobiłem się w chuja. Musiałem iść jeszcze do sklepu bratu, więc jak z niego wyszedłem była 22:00. Zadzwoniłem po raz kolejny twierdząc, że niestety jest już na późno na jakiekolwiek odwiedziny z mojej strony i że następnym razem może się uda. A szkoda, bo trochę się nastawiałem, gdyż została kupiona nowa gra. Oczywiście namawiano mnie bym przyszedł, że mam się pojawić itd., ale postawiłem się na miejscu rodziców tej osoby.Co jak co, ale ja bym się chyba wkurwił na ich miejscu, gdyby do mojego dziecka ktoś przychodził o takiej godzinie. Zatem prosto ze sklepu wróciłem do domu. Pozostali też siedzieli u niego do ok. 23:20, więc w sumie na godzinę nie opłacało mi się iść i chyba dobrze zrobiłem rezygnując.
A dziś? Nic się nie działo.