czwartek, 7 lutego 2013

Bez mocy jestem tylko dachowcem z pod śmietnika z wyleniałą sierścią, która odstrasza, a w której zadomowiły się pchły.

"Bój umarł" - tyle mogę powiedzieć, odnośnie sytuacji, w której miałem "moc", którą mogłem albo coś stworzyć, albo coś zniszczyć. Spierdoliłem przypadkiem i me "czary" poszły się paść na jebane łąki. To zabawne, bo przez to zraziłem do siebie osobę, której chciałem pomóc. Nie jestem z tego faktu zadowolony. Szczerze powiedziawszy wydawało mi się, że jak jej pomogę, to się do siebie zbliżymy. Okazuje się jednak, że oczywiście mam niewyparzoną mordę i nie potrafię wyczuć sytuacji, kiedy powinienem coś powiedzieć, a kiedy milczeć. Zjebałem wczorajszy wieczór i sobie, i tej osobie - zupełnie przez przypadek. Jak to stwierdziła, jestem bardzo nietaktowny i nie mam wyczucia sytuacji. Szczerze, to liczyła, że spędzi ze mną spokojny, miły, luźny wieczór, a ja oczywiście musiałem zacząć temat dotyczący ją bezpośrednio. W pewnym momencie zaczęliśmy milczeć i tak przez 30 minut. Próbowałem jakoś rozluźnić atmosferę, zagadać, ale bez skutku. W odpowiedzi na moje pytania, słyszałem równoważniki zdań. To było o tyle przykre, że ta osoba wczoraj przyszła na moje spóźnione urodziny wraz z prezentem. A po powrocie do domu dostałem od niej litanię w formie wiadomości. Wiedziałem, że zjebałem z wczorajszym wieczorem, ale jeszcze mnie w tym upewniła. Ale chyba jest już w porządku między nami, tylko nadal mi strasznie głupio. Natomiast co do prezentu, dostałem taką książkę;


Po prostu osoba, która mi ją ofiarowała (naturalnie z dedykacją na stronie tytułowej) stwierdziła, że dawno żadnej mądrej nie dostałem. Zacząłem czytać i jest dobra. "Druga historia" mnie strasznie urzekła i łyknąłem ją z ufnością, jak chore dziecko syrop na kaszel.
Co dalej? Okazuje się, że w okół mnie jest/było ok. 24 osób, które kiedykolwiek mi ufały, bo w jakimś stopniu mi się zwierzały i chciały się doradzić. Szkoda, że ich kurwa nie zauważam. Może przez mój subiektywizm, albo może po prostu jestem głuchy, ślepy i głupi. Albo te dwie możliwości naraz. Jestem ograniczony.
Jestem zmęczony, jest mi przykro (za wczorajszy wieczór,  że wyszedł - jak wyszedł i że po nim napisano mi - co mi napisano). Wiem, że nie powinienem się przejmować, ale ja się bardzo przejmuje ludźmi, na których mi zależy. Tym bardziej, że ja mam PEŁNĄ tego ŚWIADOMOŚĆ iż zjebałem.

(Portico Quartet - Clipper)

Lubie bardzo słuchać ten utwór jak mi źle. Kocham go od 5:00, do końca. Mógłbym zapętlić ten motyw i słuchać go w nieskończoność. Ten saksofon, a ten instrument (chyba kontrabas) wchodzący nieco później... ahhh! Łapie się na tym, że w ogóle podoba mi się brzmienie wibrafonu. Jak za jazzem średnio przepadam, to Portico bardzo lubię. Choć to nie jest typowy jazz. 

4 komentarze:

  1. Zdaje się, że gitara basowa też. Instrument instrumentem, ale basista dobry :) I rytmizacja... Jaram się.

    Co do nietaktu... u Was, facetów to normalne... Nadrabiacie czym innym. Mam nadzieję, że się odkręci.

    I najlepszego na urodziny. Moje trwają od 15 minut.
    Pozdrawiam,
    Renia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma tam gitary. :) Jest w zespole saksofony altowy i sopranowy, hang i perkusja, kontrabas. :D

      http://www.youtube.com/watch?v=TQXn5ba0aT8

      Uwielbiam brzmienie hangu!


      Nietakt;zawsze mi się wydawało, że jestem mimo wszystko taktowny.


      Najlepszego. :D

      Usuń
  2. W zespole jest czterech muzyków... co nie znaczy, że kontrabas nie przeplata się z gitarą basową. Po prostu jest więcej ścieżek dźwiękowych basu nałożonych na siebie. Serio dobry basista ;)

    Niesamowity instrument faktycznie. Myślałam, że to metaliczne brzmienie uzyskali elektronicznie. Podrzucaj proszę więcej fajnych numerów. Będę słuchać ;)

    Renia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrzucam to co słucham i to co mi pasuje pod daną sytuację/post. :D
      Ale nadal będę, więc spokojnie. :P

      Usuń