piątek, 20 stycznia 2012

Siedzę i myślę, Timon & Pumba

Siedzę teraz i zastanawiam się jak zredagować to, co chce umieścić w dzisiejszym poście. Co jakiś czas zerkam za okno i spoglądam na sypiące z nieba leniwie płatki, licząc na to, że doznam objawienia. ("Jak do cholery zacząć i na co bardziej zwrócić uwagę?") Chciałbym napisać o kilku rzeczach, ale nie wiem jak. Mam je w jakiś szczególny sposób ułożyć chronologicznie, czy pisać co mi "ślina na język przyniesie". Choć w tym przypadku, to raczej powinienem napisać "na którym klawiszu zatrzyma się palec, ten nacisnę". Hmmm... To sformowanie jednak nie jest dobre, bo z wizualizowałem sobie jak zaczynam klikać w przypadkowe klawisze, co mnie trochę nawet rozbawiło (tępe i bezsensowne napierdalanie w klawiaturę). W ten sposób stworzony post nie miałby najmniejszego sensu. Nie powstałoby żadne słowo, a tym bardziej jakieś logiczne zdanie.
Zacznę zatem od spaceru. Nie mogąc się oprzeć urokom zimy, w końcu polazłem do lasu. Co prawda długo tam nie zabawiłem, ale zawsze coś (tak, znów pstrykałem bezsensowne fotki). W sumie to nawet było tak jak sobie wyobrażałem. W lesie panuje zupełnie inna zima, niż ta, z którą mamy do czynienia na ulicach miast. Nie ma tego syfu, błotnistego śniegu walającego się po drogach, którym samochody ochlapują przechodniów niby to dla zabawy, a niby to zaczepnie. W sumie nie mogę patrzeć już na ten syf. W przeciwieństwie do miejskich uroków zimy, było nawet przyjemnie i chciałoby się rzec sterylnie. A chyba najważniejszym elementem była cisza i brak żywego ducha! Coś niesamowitego. Aż sam w pewnym momencie zdjąłem słuchawki od odtwarzacza mp4, w których dźwięczał Crystal Castles w utworze  "Air War" i wsłuchałem się w błogą i jakże zdawałoby się wtedy symfoniczną ciszę. Z dala od ludzkich odcisków stóp i irytujących warkotów rozkaszlanych silników. A prócz tego, gdy już wracałem (inną drogą), na niewielkiej polance, przez którą przechodziłem, czekała mnie miła niespodzianka. Sprawiła ona, że uśmiechnąłem się od ucha do ucha. Oto ona:
 
Tak się zastanawiałem komu się chciało robić "państwa bałwanków" (tak ich postanowiłem nazwać), ale muszą przyznać, że efekt jest niesamowity. "Państwo bałwankowie" wprawili mnie w jeszcze lepszy nastrój, niż sam spacer i niż miałem do tej pory.
Zaraz zacznę pisać o kolejnych rzeczach, jednak teraz czas na krótką, herbacianą przerwę. 
Zrobiona, gorąca z sokiem malinowym - idealna na mroźne popołudnie.
Od nowego roku postanowiłem nie rozmyślać nad rzeczami natury egzystencjalnej, ponieważ rozważanie skutecznie psuło mi humor. A w szczególności fakt, że na niektóre zagadnienia/myśli, nie mogę znaleźć odpowiedzi. Staram się też nie irytować i nie narzekać. Przez to jestem jakby odrobinę szczęśliwszy. W myśl pewnej osoby "staram się przeżyć życie tak, by być z niego maksymalnie zadowolony i mieć maksymalną z niego satysfakcję". To było jedno z moich postanowień noworocznych i póki co, nic nie zdążyło mi do tej pory skutecznie popsuć humoru. Doszedłem do tego, że rozważanie nad pewnymi aspektami nie ma najmniejszego sensu, tym bardziej, że nie poznam odpowiedzi, do póty, do póki sam nie znajdę się w danej sytuacji. Prosty przykład? "Jaka będzie ostatnia rzecz, jaką zrobię w moim życiu. Podrapię się po nosie, czy może chwycę się za głowę zwijając z bólu?" - jak widać nie ma to najmniejszego sensu i na dobrą sprawę gdy będę już to wiedział, będę martwy.
Jeszcze się nie zakończył rok szkolny, a już tęsknię za moją maturalną klasą. No dobra, ok, ale jak pomyślę, że mogę już nigdy w życiu nie spotkać takiego Timona, czy Pumbę, lub Tuskaffkę to przechodzą mnie ciary. Swoją drogą, Timon (- zwany także przeze mnie Tomaszem, czy po prostu Tomkiem), jest jednym z "fanów" mego bloga. Szczególnie upodobał sobie mój post z 9 października 2010 roku, który nazwałem "Kolorystykologia". Prócz tego podsyła link z mym blogiem do osób z klasy, choć sam uważam, że nie ma tu nic ciekawego, ani niezwykłego. 
Dziś zakochałem się w stylu Timona. Gdy zostało przeczytane jego subiektywne spojrzenie na świat, na temat rozumień tekstów i czytania książek, aż mnie coś ruszyło. Bardzo chciałbym, by sam zaczął pisać bloga. Ewentualnie wypracowania, które chętnie bym czytał właśnie za ten niesamowity subiektywizm. W ogóle czuje z tym człowiekiem jakąś niesamowitą więź, czuje w stosunku do niego niewyjaśniony sentyment. Nie jestem chyba w stanie tego dostatecznie dobrze wyjaśnić, dlatego nawet nie podejmuje prób "co mam dokładnie na myśli?". Ale fakt, faktem jest chyba jedyną osobą z klasy, z którą w sposób zdrowy i dosyć otwarty mogę porozmawiać na temat moich dostrzeżeń odnośnie świata i egzystencji w ogóle (i żreć kilogramami białą czekoladę na Języku Niemieckim).
No, a Pumba? Pumba jest także dosyć ciekawą osobowością. Zdawałoby się opanowaną. Momentami sytuacje związane właśnie z tą cechą bywają zabawne. Choćby dziś, podczas rozdawania prac domowych sprawdzonych przez moją polonistkę.

p.prof.: Wiecie, że wasze prace były tematem konkursowym?
klasa: Wiemy...
p.prof.: No wiem, przecież wam mówiłam.
bliżej nieokreślony ktoś (nie zarejestrowałem tego, kto to powiedział): Wiemy, wiedzieliśmy to już wcześniej.
p.prof.: Taka jestem przebiegła...
Pumba: Wiemy i nawet panią zwyzywaliśmy za to.
p.prof.: Jak mnie zwyzywaliście? -zainteresowała się polonistka.
Pumba, wręcz melancholijnym i spokojnym głosem: "Ale ta pani jest przebiegła."

A dodatkowo L&M Redy stoją już za 11 zł i 60 groszy (ciężkie jest życie człowieka uzależnionego od nikotynowej chmury). Trzeba rzucić te gówniane fajki.

2 komentarze:

  1. Viceroy'e tańsze ;)

    I tak po za tym. Każdy ma swój styl pisania. Nie zmieniaj tego, tylko dlatego, że WYDAJE Ci się, że piszesz w formie nieprzystępnej. Piszesz w swoim stylu. Czyli oryginalnie.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm... dzięki, pomyślę nad tym. :)

    OdpowiedzUsuń