czwartek, 26 stycznia 2012

Kawa i inne reformacje.

Dziś nie mam nic za specjalnie do powiedzenia, ale mam ochotę coś napisać, zatem robię kawę i biorę się za sklecenie kilku słów. W zasadzie to ja nawet nie lubię kawy, a zwłaszcza parzonej. Jestem  raczej pedantem jeżeli chodzi o napoje i muszę wypić wszystko do ostatniej kropli, a przy parzonym szaleństwie skutecznie uniemożliwiają mi to fusy. Niestety - to nie jest herbata, którą można przelać przez sitko. I nie chodzi tu teraz o fakt, że nie dałoby się tego uczynić, a raczej o lenistwo i pewien zwyczaj, który sam sobie ustanowiłem, równoznaczny dla mnie z profanacją (kawy, której nie pijam zbyt często). Dlatego tylko i wyłącznie rozpuszczalna, a i to z proporcjami mleka 1/2. Jeżeli nie ma mleka nawet nie spoglądam w stronę puszeczki z napisem "Coffee". Nie byłbym w stanie się zmusić do wypicia tego stawiającego na nogi napoju. No właśnie, dlaczego pijam kawę, za którą niespecjalnie przepadam? Robię to tylko wyłącznie wtedy, gdy czuje, że niemalże śnię na jawie (choć był okres, że kawa działała na mnie tylko i wyłącznie w sposób odwrotny, niźli pożądany, czyli automatycznie zasypiałem po jej wypiciu). Ewentualnie gdy mam ochotę. I to jest strasznie u mnie dziwne. Czasami muszę się czegoś napić, lub zjeść coś czego nienawidzę, by przekonać się, że nadal tego nie znoszę. Tym oto sposobem raz na rok, lub dwa lata (w zależności jak mi się przypomni), kupuję batonika, chałwę, którego z całego serca nie cierpię i uważam za największe świństwo, a którym podniecają się wszyscy ludzie w okół mnie. Jest to dla mnie nawet trochę zabawne.
Herbata, o tak! Może to dziwnie zabrzmi, ale jestem chyba od niej uzależniony. Średnio na dzień wypijam około 7-9 herbat. Ponoć herbata w dużych ilościach jest nie zdrowa, ale nie przejmuje się zbytnio, bo nic w dużych ilościach nie jest dla nas ludzi łaskawe. Na zimowe wieczory, najlepsza z cytrynką i dwoma łyżeczkami cukru. Uwielbiam też gorącą czekoladę zalewaną gorącym mlekiem. Pyszności! Ewentualnie kakao. Ale nie pijam żadnego z tych napojów zbyt często, ponieważ nie chce mi się gotować mleka. Cóż, trudno. Coś kosztem czegoś.
Rozprawiałem kilka dni temu ze znajomym na temat tego jacy byliśmy kiedyś, a jacy jesteśmy teraz. Kilkakrotnie usłyszałem już, że stałem się mniej spontaniczny.
-Stary! -mówi do mnie Dawid.- Znów masz okres "antysocjalny"? (Tak nazywa okres, gdzie nie mam ochoty się z nikim widywać, a zajmuje się innymi rzeczami, typu czytanie książek, oglądanie filmów... ogólnie rozwój kulturowy.)
-Nie i tak. Nie chce mi się i nie mam czasu. (Szukanie wymówek?) Chyba się zestarzałem.
Generalnie od jakiegoś czasu przystopowałem z ludźmi. Dawniej byłem uzależniony od kontaktu z nimi, spędzałem w ich towarzystwie mnóstwo czasu. Teraz zamieniłem ludzi na muzykę - teraz to jej nie odstępuje na krok. I jakby bardziej się zamknąłem w niewielkiej grupce znajomych, których i tak widuje raz na jakiś czas. Choć ostatnio częściej się nie widujemy. Jakoś nie chce mi się poznawać nowych ludzi, nie mam ochoty, choć wcześniej byłem do tego pierwszy. Tak na dobrą sprawę nie poznaje się nikogo do końca. Wiem to doskonale po moim przyjacielu - ten człowiek chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, czasem aż mam wrażenie, że w ogóle nic o nim nie wiem. Wrócę jednak do poprzedniego wątku. Nasza ocena osoby jest ściśle związana z daną sytuacją, w której ją poznajemy. Oceniamy czy nam się spodoba (jako osoba), to jak wygląda, jakie ma poglądy i czy ma nam coś ciekawego do powiedzenia. No właśnie dlaczego oceniamy? Generalnie po jednym spotkaniu mamy albo tak, że za kimś nie przepadamy, albo że; "no fajna, fajny". A tu może się okazać, że np. ktoś miał wybitnie nieudany dzień i był przez to super-hiper denerwujący. Jednak już uległ ocenie i raczej będzie mu trudno zaplusować. Albo w druga stronę, kogoś "lubimy" i to po jednym spotkaniu, jednak przypadkiem na kolejnym u nas minusuje - to ten minus będzie miał większe znaczenie, niż plus przy poznaniu. Ocenianie jest trochę dziwne, lecz zarazem ludzkie. W sumie to można powiedzieć, że oceniamy, bo jesteśmy ludźmi, pijąc do tego, że zwierzęta nie mają takiej zdolności. Także widzimy bardziej minusy, co też jest bardziej ludzką cechą.

9 komentarzy:

  1. Za to ja uwielbiam kawę :) Mógłbym hektolitrami, ale tylko rozpuszczalną i bez mleka :)
    No cóż, pierwsze wrażenie zawsze najważniejsze, ale chyba czasem trzeba dać innym szansę, bo często zdarza się, że pierwsze wrażenie bywa mylące...
    Pozdrawiam :)
    AA i jeszcze nie bądź antysocjalny, ludzie są nam potrzebni :) Dzięki Bogu, że są :):)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naturalnie, ludzie są potrzebni, nie kwestionuje tego, tylko jakby ostatnio skończyły mi się z nimi tematy, a nie chce wymyślać nowych na siłę. :)

      Usuń
  2. Czytając muszę stwierdzić,że lubię to samo co Ty ;) A tak a propo chałwy też nie cierpię, zjadłam raz i więcej tego świństwa do ust nie wezmę!
    Kiedyś na psychlogii poruszaliśmy podoby temat który opisujesz... poznajemy ludzi i oceniamy. Nie mamy czasu aby zastanawiać się nad każdym pojedyńczym napotkanym człowiekiem więc bardzo często generalizujemy i przypinamy ''łatki'' osobom, których właściwie nie znamy. Dlaczego? Bo tak jest łatwiej, prościej i szybciej, niż analizować zachowanie każdego człowieka z osobna, zastanawiać się dlaczego, po co... Myślimy stereotypami- kobeta w urzędzie, ma kwaśną minę, więc zakładamy iż jest wredną babką, która nie cieszy się życiem. Inny przykład? Idzie pan z pieskiem... jakie skojarzenie? Ma psa, lubi zwierzęta- musi być miłym człowiekiem. Myślę, że najważniejsze to nie ulegać takim zachowaniom, nie pozwolić aby ktoś przylepił nam taką ''łatkę'', bo raz przylepiona będzie trzymała się mocno, aż dopiero po dłuższym czasie będziemy mogli ją odlepić...
    Pozdrawiam
    nocna-rozmowczyni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oboje wiemy, że "przypinanie łatek" się nie zakończy. Najwyżej możemy się starać, ale nasze próby i tak spalą na panewce. Ocena jest podświadoma, a ponad to zdolność ludzka. My też jesteśmy oceniani. Robimy to bezustannie i inni robią to bez nieustannie w stosunku do nas. Nie da się tego w żaden sposób wyplewić. Ot co, po prostu ludzkość i człowieczeństwo. :)

      Usuń
  3. Oceniamy, bo jest nam tak wygodnie i później tylko w zależności od kontekstu można zawsze asekurować się stwierdzeniami typu "a nie mówiłam/em" "jest zupełnie inny/a niż mi się wydawał/a na początku" "oceniłam/em go niesprawiedliwie" itp. itd... z ludźmi i ocenianiem jest trochę jak z tą chałwą w batoniku - trzeba dać jej drugą szansę i skosztować tej prawdziwej np. greckiej i na wagę:)zanim przyklei jej się Łatkę niejadalnej;)
    a co do kawy to proponuję w wersji dla leniwych:)fusy z ekspresu - może wtedy zasmakuje...
    pozdrawia amatorka kawy i chałwy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest wielu ludzi, którzy wyrywają się ze społeczeństwa szukając swoistej samotni dla siebie, ja także tak mam. Myślę, ze ma to związek z tym, że ludzi często różni wiele rzeczy, choćby inne priorytety czy tryb życia. Możesz kogoś uznawać za przyjaciela, ale wiesz, że jest zupełnie inny, owszem, rozmawiacie ze sobą swobodnie, ale niekoniecznie jest to to, czego oczekujesz.
    A i ja w życiu nie wypiłabym słodzonej herbaty, choć pijam ją z podobną częstotliwością co Ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to jest właśnie piękne w przyjaźni, że mimo różnic i tego co dzieli dwojga ludzi, można znaleźć złoty środek miedzy swoimi, a czyimiś poglądami. Głównie chodzi o to, by nie przekonywać ludzi na siłę do swoich racji, a po prostu ich wysłuchać. Przynajmniej według mnie na tym polega przyjaźń - wysłuchać i starać się wspólnie znaleźć wyjście z jakiejś danej opresji. :)

      Usuń
  5. Co nie zmienia faktu, że różnice między ludźmi bywają frustrujące i nierzadko pragniemy od nich po prostu odpocząć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie chyba mam coś takiego. Jednak i tak najgorsze są dni, gdzie frustruje mnie dosłownie wszystko, np. choćby kanapka z żółtym serem, którą jem na śniadanie.

      Usuń