sobota, 21 stycznia 2012

24 sztuk obrzydliwości na blogowe porażki!

I mój spokój diabli wzięli, za bardzo się wczoraj pochwaliłem. I wiem, że miałem tu nie narzekać, no ale muszę. Próbowałem znaleźć wczoraj jakiś ciekawy blog do poczytania, ale oczywiście internet jest w większości zaśmiecony blogami hot-emo-nastek, które piszą w koło i w kolo o tym samym. I to zupełnie bez sensu. Przykład? "Życie jest bez sensu, bo tak! - idę się pociąć... :(((" - i jak tu się nie irytować? W ogóle brak w tym ich smutku jakiejś sensownej, bądź logicznej argumentacji. Doszedłem jednak do wniosku, że nie ma się czym denerwować. To przecież nie ich wina, że blogi, które prowadzą są identyczne. To przecież nie ich wina, że są samotne, nieszczęśliwe i "nikt nie rozumie ich problemów", kiedy wszystkie mają je identyczne (i problemy natury psychicznej, znaczy się z głową też). Jednak staram się znaleźć jakieś pozytywy.
No i są. Gdy wyszedłem zapalić, chodziłem sobie w kółko. Śnieg pod mymi nogami wydawał według mnie zabawne i kojące dźwięki. Skrzypiący śnieg, kolejna rzecz, która kojarzy mi się z dzieciństwem. Uspokoiłem się, ale potem przypomniałem sobie, wyrwany drastycznie z zabawy jakiej się oddałem, że palę jakieś bliżej nieokreślone "coś" i to w dodatku obrzydliwe w smaku, a co ma niby być papierosem, a jest tak naprawdę sianem w bibułce. L&M Redy podrożały, zatem kupiłem po raz pierwszy w życiu inne, nieznane mi fajki, które cenowo stały tak samo, jak wcześniej L&M (10.80 zł). Czyli jakiś tydzień temu. Nie polecam, to coś co paliłem nosiło nazwę American Gold i nie dało się tego z ścierpieć, choć pierwsze pięć pociągnięć było w miarę. Po raz pierwszy żałowałem, że wydałem kasę na papierosy. A było ich w paczce aż 24, wszystkie tak samo obrzydliwe. Na całe szczęście połowę "rozdałem biednym".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz