sobota, 26 marca 2011

Miłosne słodkości

Przechodzę koło sklepu monopolowego i widzę parę, która je sobie snickersy. W między czasie, czasie jedzenia, trzymają się za ręce. Wolno spacerując, cieszą się sobą nawzajem. Raz po raz zatrzymują się, po to by dać sobie buziaka i szepnąć (pełną mlasków gębą) coś do uszka. Wpadam wówczas na genialne porównanie. Porównanie batonika do miłości. Potem używam tego porównania w jednej z rozmów z Osiołkiem.

(...)
-Miłość to snickers. -tłumaczę.- Widząc, że ktoś go je, człowieka też nachodzi ochota na batonika. Najpierw jednak trzeba go odpakować, by dostać się do tego słodkiego karmelu, czekolady i orzeszków. Są jednak ludzie, którzy mają problemy z jego odpakowaniem... Szarpią go ze wszystkich stron i z całej siły, chcąc jak najszybciej się do niego dostać. Tymczasem wystarczy jeden, delikatny ruch., który niestety najwyraźniej przewyższa ich zdolności manualne. Wówczas ze złością rzucają batonika w kąt i nie chcą więcej na niego patrzeć. A nikt przecież nie może odpakować go za nich, bo to ich własny batonik. Jedzenie snickersa kiedyś jednak się kończy. Albo przez zadławienie orzeszkami, czyli śmierć, albo po prostu. Albo też uważa się, że na obecną chwilę jest nam za słodko i nie chcemy go dalej jeść...

Reasumując: esencją miłości jest sam słodki batonik, który dzieli się na wcześniej wymieniony karmel, czekoladę i orzeszki. Jest to bycie z kimś i dzielenie z nim chwil. Opakowanie, to rzeczy, które powodują, iż druga osoba także zaczyna się nami interesować, oraz sposoby na zdobycie jej. Wiele osób to przewyższa i nie wiedzą co ze sobą począć. Zamiast znów próbować rozpakować batonik, czyli dążyć do bycia z kimś, pozostawiają go, rzucając w kąt. Po nieudanej próbie poddają się. Niemożność otworzenia cudzego batonika, czyli nikt inny nie może sprawić, by osoba, która mi się podoba, zainteresowała się mną. Jest to niemożliwe z oczywistych przyczyn.

PS: Aczkolwiek osobiście trzymam się swojej "teorii czekolady", którą zamieściłem w poście "Nihilijnomiernność dniowa" z dnia 11 listopada 2010r.

***

-Jezu, dlaczego mnie kochasz?
-Nie dajesz mi Judaszu wyboru.
-Ale przecież ja jestem straszny. Grzeszny, niesprawiedliwy... No i wydam Cię przecież na męczeńską śmierć.
-Wiem Judasz, wiem.
-Zatem dlaczego mimo to mnie kochasz?
-Spokojnie. Daj mi jakiś czas, a w końcu natchnę kogoś, by wymyślił czekoladę. Wtedy będę mógł przestać kochać. I zarówno wtedy będzie można kochać co się zechce. I to za sprawą jednej tabliczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz