Zaczęło się od tego, że spotkałem pewną osobę, którą znałem
bardzo dobrze, a która powiedziała do mnie; „nigdy nie byłeś w moim pokoju”. Zdziwiłem
się strasznie, gdyż nie raz siedziałem u niej na herbacie w domu. Zacząłem zatem
zastanawiać się co ona ma na myśli i czy jej wypowiedź ma jakieś drugie dno. Jakoś
tak się złożyło, że poszedłem z ową osobą i weszliśmy do jednej z opuszczonych
fabryk. Nic w niej nie było, dosłownie nic. Zero sprzętów, ani jakichkolwiek śladów po nich, poza wielkimi, betonowymi halami i porozwieszanymi
tu i ówdzie przezroczystymi plastykowymi foliami, ubabranymi w pewnych miejscach białą farbą. Prócz tego kurz. Idąc ciasnymi, białymi korytarzami natrafiliśmy
na metalowe schody. Wdrapaliśmy się na górę i ku mojemu zaskoczeniu, okazało
się, że znajduje się tam mieszkanie. Weszliśmy i natychmiast skręciliśmy w
prawo do długiego, zagraconego pokoju, gdzie całą jedną ścianę zajmowała meblościanka zapełniona
książkami. Część książek była mocno zdezelowana, znajdywały się tam też dwie
duże i dosyć ekstrawaganckie i można rzec zbyt duże tomy Harrego Pottera, kilka powieści w języku angielskim i klasyka literatury pięknej.
-Tutaj mieszkałem
wcześniej z rodzicami, zanim przeprowadziliśmy się do miejsca, gdzie mieszkam
teraz. Miałem chyba 4 lata. Lubię tutaj przychodzić gdy mam zły humor i czytać. Albo po prostu, gdy
mam dużo do nauki też tu przychodzę, wówczas nikt mi nie przeszkadza. –powiedziała
do mnie osoba.
Byłem zdziwiony. Nie spodziewałem się mieszkania w takim
miejscu. A poza tym, po co to mieszkanie? Ale zaraz się zreflektowałem i pomyślałem,
że rodzice zapewne trzymają je dla postaci, aby ta mogła się tutaj wprowadzić
ze swoją rodziną, jeżeli będzie taka potrzeba. Oczywiście po wcześniejszym
remoncie. Tak się przecież robi w dzisiejszych czasach.
Przyszli inni
znajomi. A raczej pojawili się. Dosłownie z nikąd. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy, oglądaliśmy
książki. W pewnym momencie wyszedłem do jednej z hal zapalić papierosa. Oczywiście
musiałem przedrzeć się przez rozwieszone folie. Na środku było „nawiedzone
radio”, którego nie widziałem, a z którego to leciało „Losing my religion”, a następnie
„Low”
zespołu R.E.M.. Chciałem wrócić do mieszkania, ale się zgubiłem. Miałem
już pójść złą droga, gdy nagle wyszła mi naprzeciw znajoma mi osoba, koleżanka, z która
dawno nie rozmawiałem. Dalej dziura, nie pamiętam co się działo.
Kolejny kadr, to rozmowa z postacią „której pokoju nigdy nie
widziałem”. Rozmawiałem z nią długo.
Mówiła, że bardzo jej mnie brakowało, a na koniec mnie przytuliła. I znów pustka.
Kolejny urywek, to moje osiedle. Idę do bloku znajdującego się obok mojego i spoglądam
na domofon. Patrzę nań i szukam tego jednego nazwiska na nim. Mniejsza, że w
rzeczywistości nie powinno go tam być. Widzę je, ale z dopiskiem.
„Nazwisko (parodia 1)”
Dzwonie, słyszę, że ktoś po drugiej stronie podnosi słuchawkę.
Cisza.
-Halo, jest tam kto? –wołam.
-Kto tam? –odpowiada
jego mama, ale w pierwszym momencie zastanawiałem się kto to, ponieważ jej głos
zdradzał pompatyczność, co w ogóle do tej kobiety mi nie pasowało. W jej głosie dalo się wyczuć urazę skierowaną w moją stronę. Zrobiło mi się wręcz głupio.
-Czy jest „osoba”
(której nie widziałem pokoju).
-Czy kto jest?
-„Osoba”.
-Nie, „osoby” nie ma.
Idź zapytaj do domu.
Mama postaci miała zapewne na myśli prawdziwy jej dom, w
sensie aktualne i jej, i "osoby" miejsce zamieszkania. W sumie zdziwiłem się, że kobieta jest w mieszkaniu w bloku, a nie w ich domu.
Zacząłem iść w stronę swego bloku i spotkałem dwoje znajomych.
-Cześć, gdzie idziesz?
-Do domu. –odparłem.
-Aha, a my lecimy, bo umówiliśmy
się z „osobą” na piwo.
-No, umówił się z
tobą, -dopowiada drugi znajomy.- ale
jak to „osoba” ma w zwyczaju, ma cię gdzieś.
I się obudziłem. Byłem rozczarowany, że to tylko sen. Trzeba
jeszcze wspomnieć, że domofon z „parodią” był do tego samego mieszkania, który
wcześniej znajdował się w fabryce. Nie wiem jakim sposobem się przeniósł, brak tu logiki,
ale to przecież sen. Mimo tego małego kruczka wszystko było realne. Nawet
racjonalnie myślałem i nie spodziewałem się, że to tylko wyimaginowana rzeczywistość utworzona przez mój mózg. Ba, nawet muzyka
w nim była. W czego efekcie cały dzień słucham na zmianę R.E.M. i Genesis. Zastanawiam
się jak interpretować ten sen. Jako marzenie senne, czy jako przestroge, czy jako co?
Sen jak sen, nie doszukiwałabym się w nim znaczenia, chociaż w sumie sama się w to bawię - ciągle doszukuje się znaczenia moich snów, one mnie w pewien sposób informują..listopadowa
OdpowiedzUsuńJa nie tyle staram się interprotwać sny dla samej interpretacji, a jestem przekonany, że coś w nich jest. Wiem, że z biologicznego punktu widzenia są to infornmacje z całego dnia, które nasz mózg stara się w jakiś sposób ogarnąć. Osobiście uważam, że sny sa czymś w rodzaju "palca Bożego". Przecież Bóg przychodził do różnych ludzi podczas ich snów, tj. np. Św. Faustyna. Możemy wyczytać o tym w jej dzienniczku. Oczywiście nie podchodzę w ten sposób do wszystkich moich snów, tylko tych, które wywarły na mnie jakiekolwiek wrażenie. A jeżeli tak już jest, to pamiętam je doskonale i po przebudzeniu staram się ułożyć je w sensowna całośc, która "ma mi wskazać drogę".
OdpowiedzUsuńWłaśnie...Ja chyba mam ten "talent" po mamie... kolory, zwierzęta, morza- rzeki - wszystko da się zinterpretować..:)Pozdrawiam Ciepło:) Listopadowa
OdpowiedzUsuńInterpretacja jest genialna. Można dopartywać się takich niesamowitych rzeczy, że to jest wręcz piękne. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za ciepłotę pozdrowień, bo dziś akurat jest zimno, ale dzięki Tobie zrobiło mi sie odrobinę cieplej. :D
No właśnie wiem, zimno cholernie aż dziś w nocy spałam z termoforem ;p listopadowa
OdpowiedzUsuńNiestety, nie mam termofora. Ale mam kocyk i też działa. :)
OdpowiedzUsuńI dodam, że pogoda taka... listopadowa. xD
UsuńNiebawem to się zmieni i pisze to listopadowa :)
OdpowiedzUsuńTeż mam juz dosyć jesieni. :) Ludzie, mamy prawie wakacje, a tu cały czas grobowa pogoda. I piszę to ja, zwolennik pogody jaka panuje zimą, czy późną jesienią.
OdpowiedzUsuń