(Blue Foundation - Equilibrium)
Moja droga do Baszty była zabawna. Jechałem "samochodem-imprezą". Subwoofer był bezpośrednio za moim fotelem, więc miałem masaż w rytm dubstepu i hip-hopu z mocnymi basami. Wszystko zaczęło się od tego, że w któryś dzień tygodnia znajomy ze śląska napisał do mnie, że w piątek wbija do swojej dziewczyny, a mojej kumpeli. Napisał coś w stylu; "dawno się nie widzieliśmy, a powinniśmy". Źle to odczytałem, bo mówił o niej, a ja to odebrałem tak, że chodziło mu o mnie. Jak przyjechał do niej już, zadzwoniłem do nich, bo usłyszałem, że nie chce mu się iść i zacząłem go namawiać. Zmiękł. Gdy przyszedłem na umówione miejsce naszych spotkań, gdy tylko śmigamy na miasto, padła propozycja jechania samochodem. Oczywiście nie chciałem nim jechać, by kumpel ze śląska (nasz kierowca) też mógł się napić jakiegoś piwa w piątkowy wieczór. Zostałem przegłosowany 3 do 1, bo był też z nami Kajko. Wsiedliśmy. W pewnym momencie właściciel samochodu, czyli kierowca, zapytał, czy chce ogłuchnąć. Potwierdziłem, a ten podkręcił basy i głośniki. Ale to był lans! Brakowało mi tylko, tzw. "zimnego łokcia", ewentualnie "zgubiłem zegarek", ale na zewnątrz minusowa temperatura, więc nie otwieraliśmy okien. I tak każdy słyszał, że jedziemy (zapewne w promieniu 500 metrów).
Pojawił się też Mechaniczny. Nie widziałem tego debila od wakacji. Muszę się z nim spotkać i pogadać na spokojnie, nawet to zaproponowałem. Wstępnie - środa.
Śląsk z dużej litery, wieśniaku!
OdpowiedzUsuńNie sprawdzam tego co pisze, więc mogą być literówki, błędy merytoryczne, ect.
UsuńPS: JEB SIĘ! :D
I na przekór Tobie nie zmienię tego!
UsuńChciałabym kiedyś wpaść do tej Twojej baszty...;) listopadowa
OdpowiedzUsuńZapraszam. :)
Usuń