wtorek, 12 kwietnia 2011

Lekki dzień

Zawarłem pakt z diabłem, bo samym sobą. Zawarłem go czytając jakiś nieciekawy artykuł, lub nudny rozdział w książce. Teraz nie pamiętam dokładnie kiedy... Nie pamiętam też dokładnie jak. To była myśl, jedna chwila. I teraz do mych uszu docierają słowa; "Pomyśl dziesięć razy, zanim coś powiesz, lub napiszesz". I staram się myśleć. Nawet teraz zastanawiam się, jak to wszystko ubrać w słowa, by przypadkiem kogoś nie urazić.

***

Po każdym rannym przebudzeniu i po porannej toalecie, ubieram swe ciało. A następnie przez cały dzień staram się ubrać swoje słowa w czyny. Czasem mi się to nie udaje, brak mi siły na jakiekolwiek działania. Nieraz bywa tak, że wybieram "mniejsze popołudniowe zło". Ściskam z całej siły zęby, by czegoś nie zrobić, nie powiedzieć, nie uczynić gestu. Lecz nie zawsze jestem konsekwentny. Naturalnie, z tego powodu mam potem do siebie pretensje, ale nie oszukujmy się. Nikt nie jest doskonały.
Gdy myślę o swoich doświadczeniach życiowych, jestem zadowolony, w miarę. Żałuję kilku wybryków, ale nie mam już na to wpływu. Z niektórymi rzeczami nie da się walczyć, nawet na siłę, a co się stało, to się nie odstanie. Jednak gdybym miał taką możliwość i świadomość biegu wydarzeń, konsekwencji, postarałbym się wiele zmienić.
Żałuje czasem, że znam w pełni tych, których chciałbym znać w połowie, a tych których znam w połowie, nie znam w całości. Zupełnie zmienia się nasz światopogląd, gdy znamy kogoś bardziej. Przynajmniej w moim przypadku. Inaczej patrzę na tą osobę, niż wtedy, gdy była tylko znajomym na "cześć" i w sumie nic nie znaczące pogawędki na ulicy. Bez jakichkolwiek zażyłości, ze spokojną obojętnością, żyła sobie obok, a ja nie wtrącałem się w jej życie i nie odgrywałem żadnej ważniejszej roli w jej trudach z codziennością. Znając też drugą osobę, pozwalamy sobie na nieco więcej w stosunku do niej, jesteśmy śmielsi i czasami głupi. Robimy rzeczy, w których nawet nie przychodzi nam do głowy, że można kogoś urazić. Chyba, że po fakcie.
Powróciłem zatem do korzeni dzieciństwa, gdzie wszystko było mi obojętne, a przyjacielem nazywał się każdy ten, kto był moim towarzyszem zabaw. Powróciłem do tych korzeń, gdzie nie było ważniejszych spraw, kłopotów, bądź zmartwień, a rozczarowania wiązały się jedynie z faktem braku funduszy na lizaka. Powróciłem tam za sprawą muzyki, którą znam z dzieciństwa. Zawładnęła mną, a w głowie wyświetliła film wspomnień i pokaz slajdów z różnorakich sytuacji, które są dla nas magiczne, gdy jest się dzieckiem. To dziwne, ale nie pamiętam wielu zabaw z podwórkowymi kolegami. A jeżeli już, mogę je wymienić na palcach jednej ręki. Poranne budowania szałasu w pobliskim lasku, popołudniowe bieganie po krzakach, gdzie część była policjantami, a część uciekinierami i wieczorne zabawy w chowanego. 
Bardziej pamiętam sytuacje, gdzie byłem sam, gdzie moim jedynym towarzyszem, była moja własna, nieokiełznana fantazja. No i ta muzyka, która jest przyczyną tego nagłego powrotu do odległych, gdzieś do niedawna głęboko zakopanych wspomnień w mej podświadomości.

***
Dziękuję za wspomnienia muzyce słuchanej przez moją siostrę;

Lady Pank - Mała Wojna
Lady Pank - Zabić Strach
Lady Pank - Czarownik
Lady Pank - Chmurka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz