czwartek, 11 sierpnia 2011

Motłoch, pluszakowo i tresowo

"-Bydło i motłoch!"
Takie właśnie było moje podejście, moje zdanie, na temat wszelakich koncertów, festiwali i wszelakich spędów. Nie lubiąc masowych imprez (zbyt duża liczba ludzi zawsze wprowadzała mnie w zakłopotanie), stroniłem od nich kosztem dobrej zabawy. Wszystko zmieniło się jednak od czasu mojego niedoszłego osiemnastkowego prezentu. Dostałem bilet na black metalowy koncert od przyjaciół, który niestety, nie odbył się. Z powodu katastrofy w Smoleńsku. Mimo tego faktu, ogarnęła mnie niesamowita euforia... Trzymałem bilecik w ręku i cieszyłem się jak dzieciak, któremu mamusia obiecała kupić jakieś łakocie w sklepie. I nawet nie przeszkadzało mi, że koncert powinien być grubo ponad miesiąc temu. Wtedy to stwierdziłem; "dlaczego nie?". I teraz są tego skutki.
Widziałem w tym roku ponad 70, mniej, lub bardziej znanych Dj`ów i zespoły, na różnego rodzaju koncertach i festiwalach. A nowy rok, 2012 jeszcze daleko. Okazuje się, że niepotrzebnie się obawiałem. Przekonałem się, że nieznajomi ludzie, którzy zjeżdżają się z całego kraju, ba!, nawet z całego świata, nie gryzą i nawet są uprzejmi. W skrajnych przypadkach zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że są sympatyczni. Nie ma burd, nie ma niepotrzebnej chemii, zatargów, spięć, a wszystkiemu towarzyszy niesamowity klimat i muzyka, która w pewien sposób nas wszystkich (będących na takich imprezach) łączy. I ta niesamowita radość, że można było przeżyć coś tak wspaniałego!
Koncerty są "tresowe". By zrozumieć co mam na myśli, muszę najpierw wyjaśnić genezę tego słowa, tak samo, jak słowa "pluszakowe", bo jedno bez drugiego nie ma bytu. Jedno bez drugiego nie mogłoby istnieć. Ale to za chwileczkę, gdyż muszę zrobić sobie najpierw herbatkę, która to pozwoli mi się zrelaksować. Nie, nie jestem zestresowany, odczuwam jednak potrzebę napicia się jej. Jestem odprężony, ale parząc ją i pijąc, odprężę się jeszcze szerzej, jeszcze bardziej, jeszcze lepiej. Będę wszystko i wszystkich kochać, i dzięki herbacie stanę się dobry, a nawet jeszcze lepszy.
Już gotowa, zatem co to znaczy "pluszakowe" i "tresowe". Otóż to słowotwórstwo, a raczej nazewnictwo różnych rzeczy i zdarzeń, zasłyszałem kilka dni temu od mojego czteroletniego siostrzeńca. Mama Dominika, bo tak ma na imię siostrzeniec, a moja siostra, kazała mu przynieść "tresową bluzę". Oczywiście zainteresowany zapytałem co to oznacza, że coś jest "tresowe".
-Widzisz. Tak Dominik nazywa rzeczy, które bardzo lubi. Z "tresowami" rzeczami się nawet śpi. "Tresowe" rzeczy są dla Dominika najlepsze i najfajniejsze. Tresowymi rzeczami można bawić się w koło i nigdy się nie nudzą. Są też oczywiście rzeczy "pluszakowe", które giną wśród "tresowych". Fajnie, że są ("pluszakowe"), ale nawet nie dorastają do pięt "tresowym". "Pluszakowe" rzeczy ujdą w tłumie innych.
Potem Dominiczek pokazywał mi wszystkie swoje zabawki i mówił, które dla niego są "tresowe", a które "pluszakowe". Bardzo spodobały mi się te dwa określenia, nawet do tego stopnia, że sam zacząłem używać takiej terminologii. Wpisałem je w swój osobisty słowniczek i wszystko jest bardziej przez to dziecinne, a nawet mniejsze, zabawniejsze i prostsze...
W sumie po wspólnych zabawach z Dominikiem i jego dziesięciomiesięcznym braciszkiem Mateuszkiem, stwierdzam, że dużo się uczę oczywistych rzeczy o nich, oraz od nich samych i nawet chyba mógłbym mieć takiego dzieciaczka, bo bardzo lubię z nimi spędzać czas... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz