poniedziałek, 28 maja 2012

Super, hiper zabójstwo nudy

Dziś krótka notka. Trochę pogoda się zepsuła, ale mam nadzieję, że przez to nie zmienią się moje dzisiejsze plany. Ide spotakać się ze znajomą z klasy. Licze na długi, szczery spacer, ale jak wyjdzie to się zobaczy. Tekst do bandy Cinka został napisany i co jest dla mnie najważniejsze podoba im się, więc czuje się połechtany.
Prócz tego zabijam nude:

 Zastanawiam się tylko czemu rysuje wyłącznie "brzydkie rzeczy". Chyba za dużo Beksińskiego.

***

Ze spotkania wróciłem teraz. Było tak, jak sobie to wyobrażalem. Genialnie, wręcz idealnie. Uwielbiam niekonwencjonalność i brak stereotypów. 

PS: Pozory mylą - i bardzo dobrze!

sobota, 26 maja 2012

Oj tam, oj tam.


Ale superancko było na ognichu klasowym. Palce lizać. Niestety, części coś wypadło, a część nas po prostu zlała. Ci, którzy nie przyszli mają czego żałować. Gdy kilka osób się zmyło, siedzieliśmy i oglądaliśmy gwiazdy. Do pierwszej. Nie, nie zapiłem pały. :)
Wczoraj z kolei byłem na „ognisku” urodzinowym znajomej. Poznałem mnóstwo nowych osób, ale nie pamiętam żadnego z imion. No, może dwa.
Do poduszki:

 Swoją drogą dostałem dziś ciekawą wiadomość od nieznajomego numeru na gadu-gadu:
"Hej ! Tu twoja loteria może Ci przynieść szczęście lecz jest jeden warunek by otrzymać szczęście musisz znaleźć tą drugą połówkę dla Siebie którą może już poznałeś a może jeszcze nie ! Chcesz się przekonać ? Napisz !"
Odpisałem tylko, że "siebie" pisze się z małej litery. I w sumie mało mnie interesuje kto do mnie pisze, bo wszystkich, których powinienem mieć w kontaktach, mam, po czym zablokowałem numer, aby mnie nie spamował.
O kurde... Kolega u którego byłem i trafiłem na próbę jego zespołu (Cinek), właśnie przed chwilką podesłał mi swój kawałek. Chcą abym napisał im tekst, a potem go zagrowlował. Ale będzie śmiesznie. xD

środa, 23 maja 2012

Ale jaja...


Są jaja jak berety. Dziś z nudów Gravenus aż umył okna w całym domu, a także zrobił „przemeblowanie książkowe”. Czyli jak to ja, pozamieniałem miejscami książki z płytami i albumami fotograficznymi wypełnionymi niemalże po brzegi zdjęciami (których to jestem ogromnym zwolennikiem). Tak, wydaję kasę na wywoływanie zdjęć i strasznie mnie to cieszy. Jestem sentymentalistą i w sumie wydawanie na to pieniędzy traktuję jako hobby. Poza tym wole trzymać w łapach zdjęcia, a nie gapić się w monitor, bo tak fotografie (przynajmniej według mnie i zarazem dla mnie) tracą magię, czar, swą niesamowitość. Mam nawet jeden album, który nazwałem „galerią sław”. Oczywiście nie ma tam nikogo sławnego, ale po prostu znajdują się tam zdjęcia osób (znajomych) z różnych sytuacji, przy których mnie nie było, a które bardzo mi się podobają.
Wczoraj też były jaja jak berety. Umówiłem się z Mechanicznym na piwo. Nie widzieliśmy się chyba pół roku. Ten jednak zadzwonił, że jesteśmy zaproszeni do znajomego na jakiś film. No to kupiliśmy sobie po piwie i poleźliśmy. Już od wejścia było słychać perkusję i rify gitarowe unoszące się w powietrzu. Dzwoniliśmy, ale nas nie słyszano. Więc jak kretyni spędziliśmy chyba z 10 minut czekając aż ktoś łaskawie nam otworzy. Gdy weszliśmy do tego kumpla… Okazało się, że on i kilku jego znajomych bawią się na instrumentach. Ale byłem zaskoczony. A najbardziej wokalem. Musiałem się zasłaniać, by nie było widać jak brechtam. Wokaliście słoń nadepnął na ucho. I to mocno. Grali coś pod punk, więc nie moje klimaty. Ale wokalista ani razu nie wszedł w rytm. On sobie, muzyka sobie. Cóż, bywa! Niedługo po tym jak przyszliśmy z Mechanicznym „pan muzykalny” się zmył, a chłopcy nie mieli wokalisty. I co?
Mechaniczny: Gravenus, śpiewaj, brakuje wokalisty…
JA: Eeeee… ?
CINEK (kumpel, do którego przyszliśmy): No, zajebiście growlujesz.
JA: Nie umiem śpiewać, a z growlu też mało co pamiętam od czasu, od kiedy nie słucham już muzyki metalowej… a przynajmniej nie zbyt często. Śpiewam tylko pod prysznicem.
Koniec końców namówili mnie i podarłem się do mikrofonu, pośpiewałem sobie i w ogóle. Ale musieli mnie namawiać chyba z 30 minut. xD
Jutro natomiast ognisko z ludżmi z którymi chodziłem do klasy. Aż wezmę ze soba kilka zeszytów (choćby taki od matmy) i je jutro spopiele. Start 17.

poniedziałek, 21 maja 2012

Złota czerń


Muszę coś ze sobą zrobić, bo już nie wiem, czy to ja powinienem ogarniać rzeczywistość, czy raczej to ona powinna mnie. Weekend nie był kolorowy, mam bardzo ograniczone stosunki, kontakty. Wręcz ograniczam się do komunikatora jakim jest gadu-gadu, ale i tak przesiadywanie na nim mi nie wychodzi (do tego stopnia, że nie spędzam na nim nawet jednej, pełnej godziny). Nie ma z kim gadać. Wczoraj jedynie wszedłem w relacje z inną personą, gdyż musiałem załatwić pewne sprawy, które ciągną się od świąt wielkanocnych. Naturalnie w cztery oczy. Bardzo mnie stresował fakt tego spotkania. W trakcie jego trwania też się zestresowałem (ale tylko na początku), a potem było tylko lepiej.
Kurwa, jak ja chciałbym przestać żyć przeszłością i poddać się… nie wiem, chyba nawet jakiejś lobotomii mózgu, by tylko nie pamiętać kilu rzeczy. Za bardzo wszystko rozpamiętuję. Potrafię komuś wygarnąć sytuację, która miała miejsce trzy lata, rok, czy miesiąc temu. Zapewne z tego względu, że jestem sentymentalistą i żyję przeszłością, nie myśląc o przyszłości. To jest chore!
Dziś byłem odwiedzić znajomą, wziąłem się i wyszedłem do drugiego człowieka, mimo tego, że ogarnęło mnie gigantyczne lenistwo i mi się naprawdę nie chciało. Nie tyle spotykać, co jechać na to spotkanie. Jednak uparłem się, tym bardziej, że byłem umówiony. Można rzec; „veni, vidi vici”. Było baaaardzo fajnie. Wpierdzielanie czipsów z sosem do spaghetti, który jest specjalnością Kasi. Dziś na ostro. A do tego rozmowa i pokazywanie mi gry jaką jest „The Sims 3”. Powstał nawet ciekawy oksymoron podczas dzisiejszego spotkania z Kasią, a który jest tytułem tego postu.

czwartek, 17 maja 2012

Jak?


I w mojej głowie znów rozlega się pytanie, „Czy ja istnieje? Czy to rzeczywistość? A może to wszystko jest tylko mirażem, imaginacją, złudzeniem?”.
Zastanawiam się jak da się wyczuć nieszczerość. Jak wyczuć, że ktoś nie jest szczery i robi coś tylko dlatego, że „tak wypada, tak trzeba”. Jak to wyryć?
Jutro matura ustna z angielskiego. Będzie masakra, bo poliglotą nie jestem, a moja komunikatywność w obcym języku jest ujemna.

niedziela, 13 maja 2012

Zbyt piękne, aby było prawdziwe.


Zaczęło się od tego, że spotkałem pewną osobę, którą znałem bardzo dobrze, a która powiedziała do mnie; „nigdy nie byłeś w moim pokoju”. Zdziwiłem się strasznie, gdyż nie raz siedziałem u niej na herbacie w domu. Zacząłem zatem zastanawiać się co ona ma na myśli i czy jej wypowiedź ma jakieś drugie dno. Jakoś tak się złożyło, że poszedłem z ową osobą i weszliśmy do jednej z opuszczonych fabryk. Nic w niej nie było, dosłownie nic. Zero sprzętów, ani jakichkolwiek śladów po nich, poza wielkimi, betonowymi halami i porozwieszanymi tu i ówdzie przezroczystymi plastykowymi foliami, ubabranymi w pewnych miejscach białą farbą. Prócz tego kurz. Idąc ciasnymi, białymi korytarzami natrafiliśmy na metalowe schody. Wdrapaliśmy się na górę i ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że znajduje się tam mieszkanie. Weszliśmy i natychmiast skręciliśmy w prawo do długiego, zagraconego pokoju, gdzie całą jedną ścianę zajmowała meblościanka zapełniona książkami. Część książek była mocno zdezelowana, znajdywały się tam też dwie duże i dosyć ekstrawaganckie i można rzec zbyt duże tomy Harrego Pottera, kilka powieści w języku angielskim i klasyka literatury pięknej.
-Tutaj mieszkałem wcześniej z rodzicami, zanim przeprowadziliśmy się do miejsca, gdzie mieszkam teraz. Miałem chyba 4 lata. Lubię tutaj przychodzić gdy mam zły humor i czytać. Albo po prostu, gdy mam dużo do nauki też tu przychodzę, wówczas nikt mi nie przeszkadza. –powiedziała do mnie osoba.
Byłem zdziwiony. Nie spodziewałem się mieszkania w takim miejscu. A poza tym, po co to mieszkanie? Ale zaraz się zreflektowałem i pomyślałem, że rodzice zapewne trzymają je dla postaci, aby ta mogła się tutaj wprowadzić ze swoją rodziną, jeżeli będzie taka potrzeba. Oczywiście po wcześniejszym remoncie. Tak się przecież robi w dzisiejszych czasach.
Przyszli inni znajomi. A raczej pojawili się. Dosłownie z nikąd. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy, oglądaliśmy książki. W pewnym momencie wyszedłem do jednej z hal zapalić papierosa. Oczywiście musiałem przedrzeć się przez rozwieszone folie. Na środku było „nawiedzone radio”, którego nie widziałem, a z którego to leciało „Losing my religion”, a następnie „Low” zespołu R.E.M.. Chciałem wrócić do mieszkania, ale się zgubiłem. Miałem już pójść złą droga, gdy nagle wyszła mi naprzeciw znajoma mi osoba, koleżanka, z która dawno nie rozmawiałem. Dalej dziura, nie pamiętam co się działo. 
Kolejny kadr, to rozmowa z postacią „której pokoju nigdy nie widziałem”.  Rozmawiałem z nią długo. Mówiła, że bardzo jej mnie brakowało, a na koniec mnie przytuliła. I znów pustka.
Kolejny urywek, to moje osiedle. Idę do bloku znajdującego się obok mojego i spoglądam na domofon. Patrzę nań i szukam tego jednego nazwiska na nim. Mniejsza, że w rzeczywistości nie powinno go tam być. Widzę je, ale z dopiskiem.
Nazwisko (parodia 1)
Dzwonie, słyszę, że ktoś po drugiej stronie podnosi słuchawkę. Cisza.
-Halo, jest  tam kto? –wołam.
-Kto tam? –odpowiada jego mama, ale w pierwszym momencie zastanawiałem się kto to, ponieważ jej głos zdradzał pompatyczność, co w ogóle do tej kobiety mi nie pasowało. W jej głosie dalo się wyczuć urazę skierowaną w moją stronę. Zrobiło mi się wręcz głupio. 
-Czy jest „osoba” (której nie widziałem pokoju).
-Czy kto jest?
-„Osoba”.
-Nie, „osoby” nie ma. Idź zapytaj do domu.
Mama postaci miała zapewne na myśli prawdziwy jej dom, w sensie aktualne i jej, i "osoby" miejsce zamieszkania. W sumie zdziwiłem się, że kobieta jest w mieszkaniu w bloku, a nie w ich domu.
Zacząłem iść w stronę swego bloku i spotkałem dwoje znajomych. 
-Cześć, gdzie idziesz?
-Do domu. –odparłem.
-Aha, a my lecimy, bo umówiliśmy się z „osobą” na piwo.
-No, umówił się z tobą, -dopowiada drugi znajomy.- ale jak to „osoba” ma w zwyczaju, ma cię gdzieś.
I się obudziłem. Byłem rozczarowany, że to tylko sen. Trzeba jeszcze wspomnieć, że domofon z „parodią” był do tego samego mieszkania, który wcześniej znajdował się w fabryce. Nie wiem jakim sposobem się przeniósł, brak tu logiki, ale to przecież sen. Mimo tego małego kruczka wszystko było realne. Nawet racjonalnie myślałem i nie spodziewałem się, że to tylko wyimaginowana rzeczywistość utworzona przez mój mózg. Ba, nawet muzyka w nim była. W czego efekcie cały dzień słucham na zmianę R.E.M. i Genesis. Zastanawiam się jak interpretować ten sen. Jako marzenie senne, czy jako przestroge, czy jako co? 

czwartek, 10 maja 2012

Bla, bla, bla...


Czuje się już jak student. Jestem na etapie szukania współlokatorów i jakiejś pracy w Krakowie. Mam nadzieję, że uda mi się połączyć studia i pracę. Nie wymagam dużo, chce po prostu być wstanie sam się utrzymać. Oby starczyło mi na opłaty i jedzenie, z resztą dam jakoś radę.
Kierunek studiów na który chce iść, jest mi odradzany przez masę, wręcz rzeszę polonistów. Filologia polska. Ale jak nie to, to co? Religioznawstwo też jest dla mnie ciekawym kierunkiem, lecz po nim nie ma zupełnie nic. Nie to, że twierdzę, iż po filologii coś jest, ale po prostu… No kurde kręci mnie ten kierunek.
Dziś cały dzień się opierniczałem i czuje się z tego powodu wręcz głupio.
Jezu, wchodząc dziś na mego bloga, uświadomiłem sobie, że  minął miesiąc od mojej ostatniej sprzeczki, a czuje się jakby było to wczoraj. I w sumie jestem tak samo zły. Nie mam ochoty na kontakty i imprezowanie w ogóle, ale dziś po maturze wyskoczyłem z kilkoma osobami z mojej klasy do pizzerii. Matura w tym roku jest prosta, ale jakoś nie jestem zachwycony. Pewnie jeszcze mniej będę gdy otrzymam wyniki. To tak króciutko „co tam słychać”. Aha i dodam, że zmienili mi blogspot`a, więc nie łapie się gdzie co jest. Ale w miare pisania wszystko ogarnę na nowo. :)

wtorek, 8 maja 2012

50%


Połowa matur za mną. Podstawa z języka polskiego była łatwa. W sumie to ją zlałem. Nie odczuwam stresu związanego z maturami w ogóle. Choć raczej powinienem napisać "nie odczuwałem", bo to czas dokonany. Mój spokój zburzyła dziś matematyka, która według wielu osób była banalna. Jednak mój mózg nie przyswaja pewnych matematycznych zagadnień. Ale cóż, nawet gdyby było samo dodawanie i odejmowanie, stwierdziłbym, że matura nie była łatwa, a średnia. No i pomijam już fakt, że nawet w tych prostych rachunkach bym się pomylił, poległbym. Żyje w przekonaniu, że mam poprawkę w sierpniu z matematyki.
Rozszerzony polski - hie hie hie. Co to było? Nie mogę nawet polemizować na temat tego jak mi poszło, gdyż zająłem się interpretacją fraszki Jana Kochanowskiego i tekstem Osieckiej, a jak wiadomo, interpretacja ma to do siebie, że każdy robi to inaczej. Mam nadzieję, że mimo wszystko wstrzeliłem się w klucz odpowiedzi. Matura trochę mnie zagięła, bo spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Całą niedzielę spędziłem na czytaniu streszczeń i czuje, że zmarnowałem czas, bo oczywiście nie było nic z tego, co sobie przypominałem. Ale w opracowaniu "Trans-Atlantyku" pióra Gombrowicza znalazłem perełki; 
"Przerażony był najbardziej tym, że nie czuje z tego powodu przerażenia."
"Gombrowicza ogarnął ogromny lęk z przyczyny braku lęku."
Nie chodzi mi tu nawet o paradoks zdań, a o samą ich konstrukcję. Bawią mnie.
Co u mnie? Nie odebrałem jeszcze świadectwa po zakończeniu roku, na którym mnie nie było, gdyż w tym czasie przechodziłem ospę. Nawet nie spełniłem wymagań, aby otrzymać świadectwo, tj. nie podbijałem jakichś pierdół i pieczątek z różnych miejsc, aby móc otrzymać swoje dokumenty. Zajme się tym dopiero po maturach. Wracając do choroby, ospę przeszedłem bardzo łagodnie i krótko. Tylko jeden dzień był straszny, jak nie miałem leku, a wszystko zaczęło mnie swędzieć. A tak to spoko. Nawet nie gorączkowałem.
Słucham Coldplay i mam z nim wiele wspomnień, których chyba nie chce rozpamiętywać. Z drugiej strony; "mam na nich ochotę". Zatem pies pogrzebany - słucham dalej. 
Kontakty z ludźmi znów się ograniczyły, ale nie narzekam. Widuje się z liczbą osób, które mogę policzyć na jednym ręku. A wirtualnie? Po prostu druga ręka. Także kontakt tak naprawdę utrzymuje z pięcioma, góra sześcioma osobami. No jest jeszcze jedna, ale raczej nie mogę nazwać to kontaktem. Już bynajmniej nie.
Trudno. :)